Pokazywanie postów oznaczonych etykietą proza poetycka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą proza poetycka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 kwietnia 2017

Pocztówka z Norwich. Elm Hill

Ulica-zakładka, liść włożony między kartki. Trzeba chcieć na nią trafić, wiedzieć, w którym miejscu z głównej drogi skręca się w niepozorny zaułek. Koło kościoła kopczyk z okrągłym otworem, tumulus, wejście do faerie. Po prawej, za zakrętem: Elm Hill pełna chylących się ku sobie, tudorskich domów. Piękna jak z obrazka – nic dziwnego, że zagrała w filmie. Tak jak obrazek, dziwnie płaska i jakby zamknięta w szklanej gablocie. Spacerując po niej, można odnieść wrażenie, że to tylko dekoracje, że wystarczyłoby się obrócić, żeby zobaczyć wpatrzone w siebie twarze widzów.  Wszystko jest zaaranżowane, ale trudno sobie wyobrazić, że ktoś pracuje w tutejszych sklepach, dogląda pluszowych niedźwiadków, monet dla numizmatyków, odzieży vintage – że w mieszkaniach powyżej leży wzburzona pościel, gotuje się herbata. Że da się przejść przez malutkie, garbiące się drzwi.

Rozwiązanie tej zagadki kryje się w nazwie. W 1927, kiedy z Elm Hill usuwano slumsy i prowadzono renowacje, holenderska choroba wiązu trafiła na Wyspę. Przetrwały budynki, nie drzewa. Ktokolwiek naprawdę tu mieszkał, odszedł, a my się tylko bawimy. Została ulica-zakładka, liść włożony między kartki.


* * *

Więcej zdjęć z Norwich znajdziecie na moim Instagramie.

wtorek, 28 marca 2017

Zieleń

Chodziło się do niej drogą, która nie była drogą, tylko koleinami wyżłobionymi w trawie. Wchodziłem przez płot – kilka sztachet dało się wyjąć – oczywiście po podaniu hasła. Siadaliśmy pod tarasem, na czarnej ziemi, w naszej kryjówce. Dopiero wtedy, upewniwszy się, że w pobliżu nie kręcą się szpiedzy, z pudełka wyciągała skarby. Zamykałem oczy, otwierałem usta; najpierw słyszałem trzask rozrywanej folii, wyobrażałem sobie zielono-różowe opakowanie i ostre kształty liter; potem czułem pobrudzone ziemią palce o krótkich paznokciach, które cofały się, zostawiając mi na języku prostokątny ciężar. Powoli zaciskałem zęby, a eksplodująca zieleń pryskała aż na podniebienie. Żułem z zaciśniętą mocno twarzą, aż kwaśny smak rozpływał się stopniowo w ślinie, zostawiając za sobą spuchnięte, podrażnione kubki smakowe. Śmiała się, a ja zawsze przychodziłem znowu.

wtorek, 14 marca 2017

Superksiężyc

Wiało cały dzień i posiniałe, stęchłe miasto oddychające przez siatkę na głowie znowu zaczęło przypominać siebie. Nie wziąłem telefonu i po wyjściu natychmiast zaczyna mi go brakować. Wytrzymaj. To nie próba samotności na obozie harcerskim, ale może dostaniesz nagrodę pocieszenia: chwilę dostępu do swoich myśli. Rzeka zaszła bielmem, uwięzione jak lodołamacze łabędzie trzepoczą skrzydłami. Między nimi kręcą się łyski w swoich maskach kapłanów, mewy gdzieś poznikały. Nabrzeże jest puste, ale po drugiej stronie mostu widzę lśniący okrąg. To księżyc. Mężczyzna w koszu zbiera się do odlotu. Pytam, czy weźmie mnie ze sobą. Tygodnie spędzone w bezdechu prowadzą do obumierania wyobraźni, mam spuchnięte myśli. Wznosimy się wysoko nad miasto, patrząc na sploty ulic inkrustowane światłami, przypominam sobie, za co je kocham. Zimne powietrze zdziera ze mnie odęte, zatrute tkanki, gwiżdże między żebrami. To jeszcze nie koniec, ale zaczynam mieć nadzieję, że coś tu jeszcze zakwitnie.

Chciałbym już wracać. Mężczyzna krzywi się, ale obniża lot. Daję mu wszystkie stare bilety do kina, które trzymam w kieszeniach. Balast nie będzie mi już potrzebny. Wracam i opowiadam ci to wszystko. Nie wierzysz mi, ale się uśmiechasz.

wtorek, 31 stycznia 2017

Pocztówka z Norwich. Wensum

Przy moście festiwal. Muzyka i światła nad betonowym murkiem. Próbujemy dowiedzieć się więcej, bez skutku. Nie ma na to zresztą czasu: już machają łagodnie rękami, już trzeba wsiadać do łódki. Perspektywa lekko zmieniona: budynki wyższe, górują nad wodą. Suniemy przez noc. Po prawej uniwersytet sztuki – spod miedzianej kopuły, łukiem mijając most, chłopcy skaczą do wody. Gdy jej dotkną, znikają bez plusku, są ławicą blasków na falach. Płyną za nami. Domy przy rzece, w oknach widzimy ludzi. Z Fye Bridge zrzucają nam kwiaty, z Whitefriars – owoce. Przy Pulls Ferry chłopcy wychodzą na brzeg, ich skóra ma niebieski odcień. Rzeka pamięta, że kiedyś barwiono tutaj tkaniny. Łodzie się zatrzymują, my płyniemy dalej. Kryje się w tym jakaś ulga. Świadomość, że jest się w dobrych rękach rzeki. Świt znajdzie nas poza mapą, ale to później. Później.

wtorek, 24 stycznia 2017

Pocztówka z Norwich. The Lanes

W jakimś innym życiu, w jakimś innym świecie, nigdy stąd nie wyjechałem. Wśród brukowanych uliczek szukam własnych śladów. Czy tutaj robię zakupy? Tutaj siadam na murku? Za każdym razem próbuję odkryć coś nowego: most, ogród, schody. Ich nazwy krzyczą do mnie. Tamten ma jednak przewagę: może mylić tropy, rzeźbić nowe szlaki. A może – to byłby największy cios – to mury zwierają dla niego szeregi, pilnują jego tajemnic? Krzemień milczy jak ślepe lustro, nie daje odpowiedzi. W końcu ja też mogę się odegrać: wyjeżdżając, zabieram ze sobą tęsknotę, której on nie posiada.

wtorek, 17 stycznia 2017

Pasterka

Idziemy na pasterkę. Dziadek trzyma mnie za rękę, ciemność zagęszcza się i tłoczy wokół nas. Mam patrzeć w niebo: podobno jest tam coś, co pozwoli nam dotrzeć na miejsce, ale nie wiem co. Bawię się więc w wymyślanie konstelacji, opowiadanie nowych mitologii.

W którymś momencie dziadek się gubi. Puściłem jego dłoń i zostałem sam w przedsionku kościoła. Przez szparę w drzwiach dostrzegam ludzi i złote światło, słyszę ich śpiewy. Wolę ciszę przedsionka.

Jest tam też dziewczyna, bardzo młoda i bardzo mądra – wie rzeczy, które ja odkryję może w nagłym olśnieniu, za wiele lat, kiedy już na nic mi się nie przydadzą. Ma wózek z dzieckiem (dlatego nie wpuścili jej do środka), nuci i kołysze. Chciałbym, żeby była ze mnie dumna, chciałbym usłyszeć od niej pochwałę i wstydzę się tego przed sobą.

– Czy jestem na właściwej drodze? – pytam. Rzadko czuję, że w ogóle się poruszam, ale gdybym chociaż stał we właściwym miejscu?

Zbliża się, a ja nieruchomieję w trwodze i wyczekiwaniu. Z uśmiechem kładzie rękę na dziurze we mnie i nic złego się nie dzieje. Przypominam sobie, ile razy nie powiedziałem komuś, że kocham, chociaż chciałem. Czy gdybym powiedział to jej, tutaj, teraz, to coś by się zmieniło?

Wydaje mi się, że wychodzimy razem w blask latarni, który rozświetla noc, i że mówimy jeszcze o wielu rzeczach. Później budzę się na niewygodnej kościelnej ławce, z ciemności wychodzę w pustkę, już zapominam, jak każde objawienie, ale zatrzymuję jeszcze trochę ulotnego ciepła jej dłoni.