– czyli po polsku „wyszukane”. Wrażenia, spostrzeżenia, okruchy inspiracji. Z książek, ze świata, z wnętrza mojej głowy.
wtorek, 28 marca 2017
Zieleń
Chodziło się do niej drogą, która nie była drogą, tylko koleinami wyżłobionymi w trawie. Wchodziłem przez płot – kilka sztachet dało się wyjąć – oczywiście po podaniu hasła. Siadaliśmy pod tarasem, na czarnej ziemi, w naszej kryjówce. Dopiero wtedy, upewniwszy się, że w pobliżu nie kręcą się szpiedzy, z pudełka wyciągała skarby. Zamykałem oczy, otwierałem usta; najpierw słyszałem trzask rozrywanej folii, wyobrażałem sobie zielono-różowe opakowanie i ostre kształty liter; potem czułem pobrudzone ziemią palce o krótkich paznokciach, które cofały się, zostawiając mi na języku prostokątny ciężar. Powoli zaciskałem zęby, a eksplodująca zieleń pryskała aż na podniebienie. Żułem z zaciśniętą mocno twarzą, aż kwaśny smak rozpływał się stopniowo w ślinie, zostawiając za sobą spuchnięte, podrażnione kubki smakowe. Śmiała się, a ja zawsze przychodziłem znowu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz