wtorek, 26 lipca 2016

Wierszowy wtorek. W. Blake, Tygrys

William Blake, Tygrys

Tygrze! Tygrze, który płoniesz
W lasach nocy: czyje dłonie
Nieśmiertelne lub spojrzenie
Spięło straszną tę symetrię?

W niebie czy w czeluści łonie
Powstał oczu twoich płomień?
Czyje dłonie go wznieciły?
Ileż w skrzydłach miał On siły?

Czyja sztuka, czyje ręce
Splotły w supeł twoje serce?
A gdy krew zaczęło tłoczyć,
Czyje straszne dłonie, stopy?

Czyje moce i rzemiosło
Czaszę mózgu twego wzniosło?
Kto go wykuł? Jaki uścisk
Grozę jego w garści skupił?

Gdy się gwiazdy w dół rzuciły,
Łzami niebo nawodniły,
Czyś spodobał się Wielmoży?
Czy Baranka i On stworzył?

Tygrze! Tygrze, który płoniesz
W lasach nocy: czyje dłonie
Nieśmiertelne lub spojrzenie
Spięło straszną twą symetrię?

* * *

Zacząłem ten przekład dwa lata temu zainspirowany zajęciami z Poetry in Translation (które przyczyniły się również do powstania tłumaczeń dwóch wierszy Peake’a oraz Powtórnego Przyjścia Yeatsa). Tygrysem zajmowaliśmy się przez całe zajęcia – doczekał się sporej liczby wersji i to, co tłumacze z nim wyczyniali, jest fascynujące, a czasem również przerażające (zwłaszcza rym „czyjej–symetryjej”, pojawiający się u jednego z nich).

Punktem wyjścia dla mojej wersji była chęć zachowania trocheicznej stopy oryginału (chociaż na zastosowanie rymów męskich już się nie porwałem) i użycie wołacza w otwierającej apostrofie do tytułowego zwierza. „Tygrysie”, zastosowane m.in. przez Barańczaka, wydało mi się nieco zbyt rozlazłe. Z pomocą przyszła mi archaiczna forma „tygr” (tak, ona naprawdę istnieje, i nie, nie chodziło mi o „Tybr”) – nie dość, że pozwoliła stosunkowo łatwo rozwiązać problem, jaki sobie postawiłem, to jeszcze ładnie koresponduje z też dość nietypowym „tygerem” użytym przez Blake’a w tytule oryginału.

Pierwsze trzy zwrotki poszły łatwo, kolejne dwie wymagały długiego namysłu – co parę miesięcy do nich wracałem, za każdym razem ponosząc klęskę. Dopiero parę tygodni temu wreszcie mi się ułożyły, więc wreszcie – z ulgą i nie bez odrobiny dumy – mogę zaprezentować rezultat.






wtorek, 19 lipca 2016

Wierszowy wtorek. Haiku

Gdy wracam nocą,
jeż biegnący przez jezdnię
jest moim druhem.

* * *

Komentarz: czy wspominałem już, że bardzo lubię haiku?

niedziela, 17 lipca 2016

A kysz, zjawo! Zasłaniasz!


Jakoś tak się ostatnio złożyło, że kilka dni po obejrzeniu Zjawy natknąłem się na fejsbukową dyskusję na temat filmu. Dyskusję, w której chwalono nie tylko umiejętności aktorskie Leonarda DiCapria, kunszt Alejandra Iñárritu czy zdjęcia Emanuela Lubezkiego, ale też głębię przesłania i wywracanie na nice konwencji w
esternu. O ile z przesłaniem mogę się jeszcze zgodzić – Zjawa zawiera trochę ładnych symbolicznych scen, a zmagania głównego bohatera można interpretować na kilka różnych sposobów – o tyle trudno mi dostrzec jakiekolwiek wywracanie na nice. Zjawa to film głęboko zachowawczy.

Nie, żebym nie rozumiał, czemu można go odbierać jako subwersywny: w tle przewijają się przecież wątki nieprawości, jakie wobec rdzennych Amerykanów popełniali biali kolonialiści, a i wśród handlarzy skórami pojawia się szuja-Tom Hardy, co to nie dość, że chciwy i egoistyczny, to jeszcze rasista.

Problem w tym, że pierwszy plan to nadal historia Tańczącego z Wilkami, któremu wepchnięto syna do lodówki (uwaga, link do TV Tropes!) i który teraz bardzo chce się zemścić, jednak (dzięki mądrym słowom wypowiedzianym przez etnicznego sidekicka) odkrywa, że Przemoc Nie Jest Rozwiązaniem, a Zemsta Nie Przyniesie Mu Ukojenia. Całe szczęście, że po drugiej stronie sumienia przystanęło akurat plemię, które chętnie dokończy za niego robotę. Wszystko jest oczywiście ponure i brutalne, ale w gruncie rzeczy mamy do czynienia z tą samą heroiczną narracją, którą widzieliśmy już wielokrotnie.

Można oczywiście argumentować, że przecież jest to historia oparta na faktach – ale to, jakie historie wybieramy do opowiedzenia, też ma znaczenie. No a twórcy nie przejmowali się zbytnio faktami, kiedy dodali Glassowi syna albo zmieniali zakończenie całej historii, tak żeby jednak doszło do jakiejś zemsty. Więc choć DiCaprio pięknie się krzywi i stęka, to w pewnym sensie jest też największym problemem Zjawy, bo przesłania te wszystkie ciekawsze rzeczy, które rozgrywają się dookoła. O wiele chętniej obejrzałbym film o Hawku, który chce pomścić ojca, a przy okazji musi sobie znaleźć jakieś miejsce w świecie. Film o Powace uciekającej od porywaczy i poszukującej swojego plemienia. Albo o niedźwiedzicy troszczącej się o młode i w końcówce toczącej tragiczną walkę z człowiekiem. A gdyby to już naprawdę musiała być opowieść o białym mężczyźnie, to może ciekawiej byłoby pójść w stronę Flashmana G.M. Frasera i protagonistą uczynić Fitzgeralda? Wtedy rzeczywiście otrzymalibyśmy bezlitosną dekonstrukcję westernowego bohatera (zwłaszcza gdyby na końcu, tak jak w rzeczywistości, zaciągnął się do armii, by umknąć Glassowi). I więcej Toma Hardyego na ekranie – w ramach bonusu. A tak, Zjawa pozostaje świetnie nakręconym i zagranym filmem, ale wcale nie tak radykalnym, jak mogłoby się wydawać.

wtorek, 12 lipca 2016

Wierszowy wtorek. Z mojego balkonu

Jak każdy piszący, miewam problemy z regularną twórczością. Czasem na przeszkodzie staje życie ze wszystkimi swoimi wymaganiami i perypetiami, czasem zwykłe niechciejstwo. Czasem stres wywołany niezadowoleniem z rezultatów własnej pracy – albo nawet tym, że się nie pisze (meta!).

W zeszłym roku, by wymknąć się zwłaszcza tym dwóm ostatnim demonom: nadmiernym oczekiwaniom i poczuciu winy – przez około miesiąc pisałem codziennie wiersze. Poezja zawsze była dla mnie zabawą (może dlatego, że myślę o sobie przede wszystkim jako o prozaiku?). Pozwala wyczyniać fajne rzeczy z językiem, a przy tym nie przytłacza (nad kilkoma linijkami łatwiej popracować niż nad, powiedzmy, kilkunastoma akapitami). No i w dodatku pozwala na zatrzymanie, skupienie, wyciszenie; moment, w którym zastanawiam się, co danego dnia najbardziej mnie poruszyło?

W tym roku wróciłem do tego zwyczaju bezterminowo – skoro daje radość, to czemu miałbym przestawać? Zwykle moje wiersze przybierają formę krótkich, kilkuwersowych notatek. Niektóre rozwinęły się lub rozwijają w dłuższe teksty, inne zostały skreślone w dosłownie kilka sekund, bo danego dnia życie nie dało mi nawet minuty. Większość jest taka o, do szuflady. Innymi chciałbym się podzielić.

Z tą właśnie myślą uruchamiam na blogu (skoro i tak niewiele się na nim dzieje) Wierszowe wtorki – mniej lub bardziej regularny cykl, w którym będę wrzucał wyimki ze swojego notesu z wierszami. Zazwyczaj te krótkie (żywię wielką sympatię do haiku i podobnych form), a czasem może coś dłuższego. Osobiście bardzo lubię, kiedy poezja wychodzi z tomików i objawia się w przestrzeni, czy to fizycznej, czy wirtualnej. Lubię momenty, kiedy nieoczekiwanie wybija mnie z codziennego rytmu. Próbuję więc być zmianą, którą chciałbym widzieć w świecie. Rzucam w przestrzeń kawałki wierszy. Może Wam też umilą dzień.

Poniżej wiersz na dziś.

* * *

Widok z balkonu

chciałbym przekroczyć
rdzawą plażę horyzontu
zielonkawy rąbek
gdzie piasek światła miesza się z wodą
popłynąć dalej
w głęboki granat
ponad samolotami