– czyli po polsku „wyszukane”. Wrażenia, spostrzeżenia, okruchy inspiracji. Z książek, ze świata, z wnętrza mojej głowy.
środa, 29 sierpnia 2012
Tydzień z Doktorem, dzień 4: Human Nature/Family of Blood
Anglia, rok 1913. John Smith pracuje w męskiej szkole z internatem: uczy chłopców historii, nieśmiało flirtuje ze szkolną pielęgniarką i gani krnąbrną służącą, Marthę Jones. Ale jeśli to wszystko, to dlaczego nocami śni o tajemniczej niebieskiej budce i istotach z innych światów? I czego chce od niego tajemnicza Rodzina Krwi?
Dwuczęściowa historia opowiedziana w odcinkach Human Nature i Family of Blood zadaje genialne w swej prostocie pytanie: co by było, gdyby Doktor był człowiekiem? A odpowiedź na to pytanie służy pokazaniu, jak bardzo Władca Czasu różni się od zwykłego człowieka. John Smith jest marzycielem, buja w obłokach, ale kiedy trzeba, staje się bystry i zdecydowany, by zrobić to, co konieczne. Jednocześnie jednak podlega wyraźnie ludzkim uczuciom: kocha, boi się, waha (uważam, że dwa odcinki, w których David Tennant wciela się w Johna Smitha, to jeden z jego najlepszych aktorskich momentów w Doctorze Who). Doktor natomiast nie myśli i – bo o tym przede wszystkim mówi ta historia – nie czuje tak jak ludzie. Bardziej też przypomina siłę natury, jest nieustępliwy i bezwzględny (co dobitnie podkreśla ostatnia scena z Rodziną Krwi) – to szczególnie wyraźna cecha Dziesiątego Doktora, który jest bardzo znany z tego, że oferuje swoim wrogom tylko jedną szansę, i jeśli jej nie przyjmą... No cóż, obejrzyjcie ten odcinek, to zobaczycie.
Inną cechą dziesiątego wcielenia tego bohatera jest to, że stosunkowo często się zakochuje, na pewno dużo częściej niż pozostali Doktorzy Nowej Serii (o Starej nie mogę się wypowiadać, choć tam, o ile mi wiadomo, wątki uczuciowe też raczej się nie pojawiały). Największą miłością Doktora pozostaje oczywiście Rose, ale w Human Nature/Family of Blood pojawiają się aż dwie zakochane w nim kobiety. Jedną z nich jest Martha Jones (Freema Agyeman), która towarzyszy Doktorowi w jego podróżach w trzecim sezonie. O ile wątek uczuciowy między Doktorem i Rose nie przeszkadzał mi zbytnio (choć zdania na jego temat są podzielone; niektórzy chyba niespecjalnie lubią, kiedy Doktor się zakochuje), to jednostronne uczucie Marthy (Doktor ciągle wspomina Rose) jest nieco irytujące, chyba dlatego, że to na nim, oraz na podobieństwie do Rose, opiera się cała koncepcja postaci Marthy. Bohaterka ta wydaje się znacznie bardziej interesująca, kiedy nie przebywa z Doktorem. Drugą ukochaną Doktora – a właściwie Johna Smitha – jest Joan Redfern (Jessica Hynes), szkolna pielęgniarka, skromna, cicha i niepozorna. Ich relacja rozwija się dość szybko, ale przekonująco (szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w chwili rozpoczęcia akcji Human Nature Doktor już od jakiegoś czasu udaje człowieka); w ciągu dwóch odcinków można przywiązać się do nich wystarczająco mocno,żeby ostateczny wybór Johna Smitha między miłością a obowiązkiem nabrał tragicznego wymiaru.
Wybór ten zostaje podkreślony dzięki realiom historycznym: chłopcy w szkole uczą się między innymi wojskowej dyscypliny i strzelania z karabinów maszynowych, dyrektor brał udział w wojnach burskich, pojawia się też sporo aluzji do nadchodzącej I wojny światowej. Daje to okazję do dyskusji nad tym, czy chłopcy powinni walczyć (i, być może, ginąć) – siostra Redfern kładzie nacisk na potworność wojny, dyrektor natomiast – na obowiązek. Wątek ten stanowi świetny kontrapunkt dla wątku Johna Smitha, jednak sam w sobie wydaje się dość zaniedbany, a argumentacja, szczególnie jeśli chodzi o stanowisko dyrektora, nieco powierzchowna.
Human Nature/Family of Blood to moim zdaniem jedna z najlepszych historii z Dziesiątym Doktorem, która świetnie ukazuje nie tylko specyfikę tego wcielenia, ale mówi też wiele o postaci w ogóle. Jest to także mocny punkt solidnego sezonu (lepszego, jako całokształt, niż na przykład drugi, mimo mało interesującej towarzyszki), w którym znajduje się wspominany już w tym cyklu Blink,finał, w którym pojawia się fantastyczny jak zawsze John Simm, ale też sporo dobrych, pojedynczych odcinków.
Crowning Moment of Awesome: The Shakespeare Code
Crowning Moment of Sadness: Human Nature/Family of Blood
Crowning Moment of Scary: Blink
Crowning Moment of Funny: The Sound of Drums/Last of the Time Lords
PS. Tak, wiem, że miało nie być dwuczęściowych odcinków. Zasady są po to, żeby je łamać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz