wtorek, 28 sierpnia 2012

Tydzień z Doktorem, dzień 3: Love & Monsters


Love & Monsters, od czego w ogóle zacząć?

Może od tego, że bardzo mało tutaj Doktora (ale bez obaw, nadrobimy to jutro) i Rose. Cały odcinek przedstawiony jest z punktu widzenia Eltona Pope'a (w tej roli kolejny z moich ulubionych brytyjskich aktorów, Mark Warren, który zazwyczaj gra albo frajerów, albo łajdaków, albo kombinację jednego i drugiego), zwyczajnego młodego mężczyzny, który od wielu lat próbuje dowiedzieć się czegoś o Doktorze. Prowadzony przez niego wideoblog stanowi opowieść ramową, za pomocą której nie tylko komentuje zachodzące wypadki, ale też koncepcję serialu w ogóle (metafikcyjność to jeden z powodów, dla których tak lubię ten odcinek).

Wielu ludzi hejtuje Love & Monsters, przede wszystkim, jak sądzę, ze względu na to, że jest to odcinek utrzymany w bardzo luźnym, mocno absurdalnym tonie. Ja uważam, że jest to jeden z powodów, dla których warto się z nim zapoznać: bo podkreśla i obnaża całą niedorzeczność serialu, która na ogół jest dobrze maskowana. Co nie znaczy, że uważam wszystkie elementy tego odcinka za dobre: Russell T. Davies, autor scenariusza a jednocześnie główny scenarzysta serialu przez pierwsze cztery sezony Nowej Serii, w dwóch miejscach ewidentnie przesadził: jestem pewien, że będziecie wiedzieli, w których. W efekcie zakończenie, które chyba miało być pocieszające, wypada co najmniej niepokojąco. No ale to jest człowiek, który w pierwszym sezonie podarował nam pierdzących obcych.

Jeżeli jednak na ogół Doctor Who maskuje swoją niedorzeczność powagą, to tutaj zachodzi rzecz odwrotna: absurd maskuje (a później, kiedy już sobie uświadomimy ten fakt, podkreśla) głęboką traumę głównego bohatera/narratora historii (chyba najlepszym przykładem jest tutaj scena pogoni za potworem zrealizowana na modłę Scooby Doo). Silne zsubiektywizowanie narracji stanowi silny dowód na poparcie tej tezy. Nie wspominając już o tym, że ten mechanizm obronny stanowi częstą reakcję Doktora – w pośredni sposób dowiadujemy się więc czegoś również o nim.

Kolejnym ciekawym aspektem tego zabiegu jest uzyskanie innej perspektywy na działalność Doktora, który pojawia się gdzieś, ratuje sytuację, po czym znika, rzadko czekając choćby na podziękowania. Tutaj mamy okazję zobaczyć, jak wygląda życie osoby, która napotkała kiedyś Doktora, i okazuje się, że nie jest to zbyt wesoły widok. Po raz kolejny (po omawianym wczoraj The Unquiet Dead) pojawia się trudna lekcja: „Doktor nie zawsze potrafi uratować wszystkich”. Ale dzięki temu też wątek Eltona, opowiadający o radzeniu sobie ze stratą bliskich osób, nabiera głębi (którą nieco psuje zakończenie). I kiedy bohater ten mówi w zakończeniu: „Gdy jesteś dzieckiem, mówią Ci, że powinieneś... dorosnąć. Znaleźć pracę. Ożenić się. Kupić dom. Mieć dziecko, i to wszystko. A prawda jest taka, że świat jest o wiele dziwniejszy. O wiele mroczniejszy. O wiele bardziej szalony. I o wiele lepszy”, to wcale nie brzmi to banalnie.

Crowning Moment of Awesome:The Impossible Planet/The Satan Pit
Crowning Moment of Sadness:Army of Ghosts/Doomsday
Crowning Moment of Scary:The Girl in the Fireplace
Crowning Moment of Funny:Love & Monsters

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz