poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Tydzień z Doktorem, dzień 2: The Unquiet Dead


Gdzie byście się udali, gdybyście mieli wehikuł czasu i mogli odwiedzić dowolnie wybrany okres w historii? Jeśli odpowiedzieliście: „W daleką przyszłość, by zobaczyć, jak potoczyły się losy ludzkości”, to... przykro mi, będziecie jeszcze musieli trochę poczekać na swój odcinek.

Jeżeli natomiast odpowiedź brzmiała: „W przeszłość, żeby spotkać sławnych ludzi”, to The Unquiet Dead, trzeci odcinek pierwszego sezonu DW powinien Wam się spodobać. Zwłaszcza, jeśli lubicie epokę wiktoriańską. I historie o duchach (z obowiązkowym seansem spirytystycznym). I zombie. I Karola Dickensa.

Już na pierwszy rzut oka widać dość karkołomne połączenie konwencji i to jest właśnie coś, z czym serial radzi sobie świetnie: łączenie kilku intrygujących, choć czasem bardzo odmiennych pomysłów, w jedną wybuchową mieszankę. W The Unquiet Dead, napisanym przez Marka Gatissa (drugiego, obok Stevena Moffata, współtwórcę Sherlocka), wszystko spina razem wiktoriańska stylistyka, w ramach której doskonale mieści się opowieść o duchach (w końcu właśnie w drugiej połowie XIX wieku trwał w najlepsze złoty wiek tego gatunku). Wszystko to zostaje jeszcze osadzone w charakterystycznej dla serialu estetyce science fiction (choć dodać należy, że science w Doctorze Who jest mięciutkie jak pluszowa zabawka). Również nastrój nie jest jednorodny: niepokój charakterystyczny dla oldschoolowych opowieści grozy (w którego wywoływaniu Gatiss jest naprawdę dobry) przeplata się z humorystycznymi momentami – wystarczy porównać wywołującą lekkie ciarki sceną przed czołówką, a dwiema następnymi: z Doctorem oraz z właścicielem zakładu pogrzebowego, który zastanawia się, jak poradzić sobie z problemem „niespokojnych zmarłych”.

Ponieważ jest to jeden z pierwszych odcinków nowej serii, można tu znaleźć zarówno trochę rozmów o tym, jak wyglądają podróże w czasie, jak i zarysowanie charakterów postaci: Dziewiąty Doktor (Christopher Eccleston) ma szczególne nawet jak na tę postać zamiłowanie do niebezpieczeństwa: wystarczy popatrzeć, jak wyraz przybiera jego twarz, kiedy rozlegają się krzyki. Później jednak zobaczymy zupełnie inny, mroczniejszy aspekt tej postaci związany z poczuciem winy (a przy okazji dowiemy się, że w tym serialu nie wszystkie historie kończą się dobrze dla wszystkich), nie wspominając już o subtelnym ukazaniu faktu, że jego moralność nie do końca pokrywa się z ludzką. Rose jest natomiast tą postacią, z którą widz może się identyfikować najmocniej: jest oczarowana możliwością podróżowania w czasie i ciągle jeszcze niepewna, jak to wszystko działa. Jednocześnie odznacza się ogromną wrażliwością na innych, co widać szczególnie w scenach, które dzieli z Gwyneth – obdarzoną zdolnościami mediumicznymi służącą w zakładzie pogrzebowym.

Sporo czasu (to kolejna zaleta serialu) otrzymują również postacie drugoplanowe: wspomniana już Gwyneth (Eve Myles, która później zagrała w Torchwood) oraz Karol Dickens (Simon Callow). W Doctorze Who mniej więcej raz na sezon zdarzają się odcinki, w których występują sławne postacie historyczne. W tym odcinku, tak jak to się zdarza na ogół (z jednym cudownym wyjątkiem w szóstym sezonie), bohater ten otrzymuje istotną rolę w fabule, która jednocześnie nie kręci się tylko wokół niego. Tutaj słynny autor, walczący z oznakami wypalenia, pomaga rozwiązać problem ożywionych zmarłych, a w konsekwencji odzyskuje również energię twórczą.

The Unquiet Dead to chyba najlepszy z trzech pierwszych, wprowadzających odcinków pierwszego sezonu DW. W bardzo udany sposób miesza humor i grozę, świetnie operuje konwencją i dobrze oddaje nastrój całego sezonu, który, mimo okazjonalnych lekkich i humorystycznych odcinków był utrzymany w dość ponurej stylistyce. Odpowiadało to zresztą charakterowi Dziewiątego Doktora, który dziecięcy entuzjazm łączył ze zdecydowanie mroczniejszym obliczem.

Crowning Moment of Awesome: Bad Wolf/The Parting of the Ways
Crowning Moment of Sadness: Father's Day
Crowning Moment of Scary: The Empty Child/The Doctor Dances
Crowning Moment of Funny: Boom Town

4 komentarze:

  1. Odcinka nie widziałam, ale większość rzeczy, które zawierają Marka Gatissa, dostaje +1.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Czytaj dalej, to znajdziesz tutaj jeszcze coś dla siebie ;).

      Usuń
  2. uwielbiam Dziewiątego Doktora. wiem, że Dziesiąty i Jedenasty dają radę, ale wciąż jestem na etapie bycia złą, że Eccleston tak szybko się zwinął. A odcinek, o którym piszesz, rzeczywiście dobrym był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też jest bardzo szkoda, że Eccleston nie został na dłużej, to mój pierwszy Doktor i mam do niego ogromny sentyment, mimo że uwielbiam Matta Smitha i lubiłem też Tennanta.

      I tak, "The Unquiet Dead" był bardzo fajny – ten cykl pozwala mi się przekonać, że poza finałami sezonów i Moffatowymi odcinkami, jest jeszcze wiele innych, też dobrych. Szczególnie w tych wcześniejszych sezonach.

      Usuń