sobota, 1 września 2012

Tydzień z Doktorem, dzień 7: The God Complex


Od autora: tym wpisem kończymy Tydzień z Doktorem. Dziękuję wszystkim, którzy czytali moje notki i komentowali. Chociaż przegląd się skończył, to Doctor Who nie zniknie z tego bloga, zamierzam bowiem pisać o kolejnych odcinkach siódmego sezonu, prawdopodobnie w nieco innej formule. Premiera nowej serii już dzisiaj, więc pierwszy taki wpis pojawi się na dniach.

UWAGA: zawiera link do TV Tropes.


Trend wprowadzania do serialu silniejszego wątku przewodniego znalazł swój punkt kulminacyjny w sezonie szóstym, gdzie początek, środek i koniec, wiążą się w jedną historię, która stopniowo wyjaśnia tajemnicę zarysowaną na samym początku pierwszego odcinka. Dwuczęściowa premiera wprowadziła kolejną przerażającą rasę obcych autorstwa Stevena Moffata i była oceniana bardzo wysoko, podobnie dwa środkowe odcinki, łączące wiosenną i jesienną połówkę sezonu. Zakończenie okazało się niezbyt satysfakcjonujące (głównie dlatego, że złamało bardzo ważną zasadę opowiadania historii: można zatajać pewne informacje przed widzami, ale nie można ich okłamywać) i obniżyło ocenę całokształtu – co nie zmienia faktu, że projekt był niezwykle ambitny i wyraźnie pokazuje, że Moffat stara się cały czas zrobić z serialem coś nowego.

Ciekawe jest to, że odcinki silnie powiązane z głównym wątkiem fabularnym nie przyćmiewają pozostałych. Przeciwnie, wszystkie historie są co najmniej solidne, a wiele bardzo dobrych. Koniecznie wypada wspomnieć o The Doctor's Wife Neila Gaimana, który spełnił marzenia wielu osób (mało jest pisarzy, którzy wydają się tak dobrze pasować do specyfiki serialu jak Gaiman) i z miejsca stał się klasykiem. Aby go w pełni docenić potrzebna jest jednak pewna znajomość Doctora Who, dlatego postanowiłem napisać o innym odcinku. Wybór padł na konwencję, której nie realizowała (a przynajmniej nie tak wyraźnie) żadna z dotychczas przedstawionych historii, czyli horror.

The God Complex wykorzystuje klasyczne horrorowe miejsce akcji: upiorny hotel, silnie kojarzący się ze „Lśnieniem” (popatrzcie tylko na obrazek!), oraz inne znane i sprawdzone elementy gatunkowego sztafażu (jak klauny i lalki brzuchomówców). To nagromadzenie ma swoje fabularne uzasadnienie: w pokojach przypominającego labirynt bez wyjścia hotelu znajdują się rzeczy, których najbardziej boją się ściągnięte do niego ofiary. Wkrótce po tym, jak człowiek trafi już do takiego pokoju, zostaje pożarty przez zamieszkującą hotel bestię. Wspomniane „straszaki” nie straszą widza szczególnie mocno, ale doskonale budują poczucie, że coś tu jest bardzo nie w porządku. O wiele bardziej niepokojące jest to, co dzieje się z ludźmi, którzy odwiedzą już „swój” pokój – mamy dziwne, urywane przebitki ich śmiejących się twarzy i powtarzane co jakiś czas „praise Him”.

Te zabiegi nie byłyby jednak tak efektywne, gdyby dotyczyły postaci, o które widz nie dba. Po raz kolejny jednak spotykamy wzbudzających sympatię bohaterów drugoplanowych: nieśmiałego Howiego, tchórzliwego kosmitę Gibbisa oraz bystrą i zaradną Ritę. To w dużej mierze dzięki nim odcinek działa na widza i wzbudza grozę i niepokój. Jednocześnie jednak scenariusz nie zapomina o stałych towarzyszach Doktora, Amy i Rorym – również oni (i ich relacja z Doktorem) są istotni dla fabuły i dowiadujemy się o nich czegoś nowego.

Największą, jak sądzę, zaletą tego odcinka i wielką siłą serialu, o której już chyba kiedyś wspominałem, jest to, że nic nie jest tutaj takie, jak się wydaje. Kiedy już można odnieść wrażenie, że wiadomo, jak ta historia się skończy – nagle wszystko zostaje postawione w zupełnie nowym świetle. W swoim ostatecznym kształcie The God Complex prowokuje od przemyśleń na temat pokładania wiary w siłach wyższych, a przy okazji pokazuje, że wpływ Doktora na jego towarzyszy nie zawsze jest pozytywny. Dzięki skupieniu na postaciach, które widz poznał najlepiej, zakończenie jest naładowane sporą dawką emocji. Ostatecznym rezultatem jest trzymający w napięciu i niepokojący odcinek, który mimo pewnych dziur jest dobrym przykładem tego, jak Doctor Who potrafi straszyć.

Crowning Moment of Awesome: A Good Man Goes to War/Let's Kill Hitler
Crowning Moment of Sadness: The Doctor's Wife
Crowning Moment of Scary: The Impossible Astronaut/Day of the Moon
Crowning Moment of Funny: Closing Time

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz