piątek, 5 października 2012

Przeczytane we wrześniu

Może tylko ja tak mam, ale dopiero po zakończeniu okresu przymusowego zapoznawania się z literaturą (nieco dłuższego niż przeciętnie ze względu na studia) poczułem wzrastający na nowo apetyt czytelniczy. Zakończone właśnie wakacje będę dobrze wspominał dobrze z kilku powodów, a jednym z nich jest właśnie to, że na nowo odkryłem, jak ogromną przyjemność może dawać czytanie książek. Z tej okazji postanowiłem podzielić się wybranymi książkami przeczytanymi w tym miesiącu oraz tym, co mi się w każdej z nich podobało. Jeżeli powrót na studia znowu nie uśpi mojej miłości do książek, będę takie notki pisał również później.


M. Chabon, The Amazing Adventures of Kavalier & Clay – zasadniczo bardzo rzadko czytam książki głównonurtowe, fantastyka opisuje świat w sposób, który jest mi dużo bliższy. Chabon uwiódł mnie przede wszystkim niesamowicie eleganckim stylem, barwnym i wyszukanym, ale nie popadającym w barokowe rozbuchanie. Poza tym: świetna kompozycja i narracja (trzecioosobowa wszechwiedząca, wyzyskana na maksa, jednym zdaniem odnoszącym się do przyszłości stawia aktualne działania bohaterów w zupełnie innym świetle), dużo pięknych i mądrych zdań o psychice bohaterów i życiu w ogóle. No i od pewnego czasu szczególnie silnie przemawiają do mnie teksty opowiadające o poszukiwaniu i osiąganiu wolności, a ta książka o tym właśnie jest, i nie tylko o tym, bo jeszcze o miłości, samotności i cierpieniu. Nie wspominając już o sporej dawce autoteliczności, opowiadania o samym procesie tworzenia. To wszystko sprawia, że Zdumiewające przygody… stanowią pełnowartościowy literacki posiłek, taki jak dziewiętnastowieczne powieści – ogromny, sycący (w przeciwieństwie do współczesnych fast foodowych cykli) i niesamowicie smaczny. Chabona będę jeszcze czytał.

A w ramach dodatku cytat: Sammy felt, that morning, with his ribs bruised and a wan flavor of chlorine at the back of his mouth, that he would rather not love at all than be punished for loving. He would have no idea how long his life would one day seem to have gone on; how daily present the absence of love would come to feel.

flix, Dziewczyny – na ogół to Ina kupuje tego rodzaju komiksy (obyczajowe, niezależne, o prostej, ale interesującej kresce) a ja je potem od niej pożyczam, sam natomiast zaopatruję się w nieco bardziej mainstreamowe pozycje na przykład z Vertigo. Tym razem jednak się skusiłem, bo ogromnie lubię historie spod znaku „chłopak spotyka dziewczynę, a potem chodzą sobie i rozmawiają” – kilka z moich ulubionych filmów (jak Przed wschodem słońca czy Między słowami) opiera się na takim właśnie schemacie fabularnym. Tutaj jest on zrealizowany w konwencji mocno komediowej, choć bliskość i szczerość bohaterów są zupełnie autentyczne. Ostatecznie wychodzi z tego zaskakująco poważna i mądra opowieść.

V. Woolf, Między aktami – oprócz wychodzenia poza czytelnicze przyzwyczajenia, postanowiłem ponadrabiać też trochę klasyki różnorakiej. Między aktami pożyczyłem na pierwszym salonie literackim (gorąco polecam ten pomysł) – z jakiegoś powodu umiejscawiałem sobie Virginię Woolf nieco wcześniej w czasie (nie mam pojęcia dlaczego!), więc sporym zaskoczeniem było to, jak bardzo ta proza jest modernistyczna. Zaskoczenie zdecydowanie pozytywne, należy dodać; ogromnie lubię zmiany punktów widzenia, zsubiektywizowaną narrację przechodzącą miejscami w strumień świadomości (to styl zupełnie inny niż u Chabona, który o swoich bohaterach pisze mocno „z zewnątrz”) i inne tego typu zabiegi. Zafascynowała mnie ta książka z jednej strony konkretnymi realiami historycznymi i ustosunkowaniem do przeszłości (te kwestie wyczuwałem raczej intuicyjnie, bo nie mam na ich temat wielkiej wiedzy, chętnie przeczytałbym jakieś opracowania na ten temat), a z drugiej duszną, krępującą atmosferą społecznych konwenansów, którą chyba każdy w różnych sytuacjach może odczuć.

W.S. Burroughs, Queer (polski tytuł: Pedał) – druga (w kolejności pisania, nie wydania) powieść Burroughsa, kontynuacja autobiograficznego Ćpuna, opowiada o jego życiu w Meksyku, homoseksualnym romansie i odstawieniu narkotyków. To taki pośredni etap w jego twórczości: stosunkowo prosty, autobiograficzny tekst, w którym jednak pojawiają się już dygresyjne opowieści, które zdominują później jego pisarstwo – mam wrażenie, że teraz lepiej rozumiem, na czym to polega, i chętnie wróciłbym teraz do Zachodniej krainy (no i w końcu chyba przyjdzie pora na Nagi lunch), żeby zobaczyć, jak się zmieni mój odbiór pod wpływem lektury Pedała. Bardzo interesujący jest również kontrast między tą powieścią a Ćpunem, widać bowiem wyraźną różnicę w sposobie kreacji głównego bohatera: William Lee na dragach jest wyczilowany i zdystansowany, bez dragów – roztrzęsiony, niepewny siebie, rozpaczliwie pragnący bliskości. Uderzający kontrast. Warto zwrócić jeszcze uwagę na przedmowę (dla niepoznaki umieszczoną na końcu) Burroughsa, która jest doskonałą demonstracją fascynującej techniki literackiej, czyli cut upu.

G.K. Chesterton, Powrót Don Kichota – Chesterton lubi w swoich powieściach zderzać ze sobą przeciwstawne idee i patrzeć, co z tego wychodzi. I chociaż zawsze widać wyraźnie, po której stoi stronie, to nigdy nie dokonuje uproszczeń, ba, czasami potrafi nawet znaleźć rzeczy łączące adwersarzy. Tak też się dzieje w tej powieści, w której ścierają się arystokraci pragnący powrotu czasów średniowiecznych oraz socjaliści. A ja tak mam z samym Chestertonem, z którym w wielu kwestiach głęboko się nie zgadzam, a w innych radośnie mu przytakuję. Ale dzięki temu zmusza do myślenia, nie wspominając już o tym, jakim jest fantastycznym gawędziarzem.

4 komentarze:

  1. Chabon:

    1. O, a to nie jest fantastyka? George Martin podawał Chabona w którymś wywiadzie jako przykład pisarza fantastycznego, który został doceniony także poza fantastyką. Ale może chodziło o inną powieść.

    2. Bardzo podoba mi się porównanie cykli do fast foodów.

    ____

    'ogromnie lubię historie spod znaku „chłopak spotyka dziewczynę, a potem chodzą sobie i rozmawiają”'

    Tutaj nie mogę się powstrzymać przed skojarzeniami ze "Śmiercią" Sandmana... tfu, to znaczy Gaimana.

    _____

    Borrougs: Przez chwilę wyobraziłem sobie, że to ten sam Borroughs, który pisał o księżniczkach i Marsach. To byłby ostateczny dowód na niemożność utożsamienia autora empirycznego z podmiotem autorskim. Niestety – fantazja to jedynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ad 1. To kwestia dość skomplikowana, bo Chabon owszem, jest też twórcą fantastycznym i fanem w ogóle literatury gatunkowej, ale debiutował powieścią głównonurtową i z rzeczy głównonurtowych (w tym powieści, o której piszę) jest najbardziej znany. Dlatego jestem skłonny traktować go jednak bardziej jako pisarza głównonurtowego. Ale jestem ogromnie ciekaw tego, jaką fantastykę pisze, więc się w nią zaopatrzę prędzej czy później.

      Usuń
    2. OK, dzięki za wyjaśnienia!

      Usuń
  2. Bardzo rozwijające książki czytasz. Good :)

    OdpowiedzUsuń