– czyli po polsku „wyszukane”. Wrażenia, spostrzeżenia, okruchy inspiracji. Z książek, ze świata, z wnętrza mojej głowy.
czwartek, 26 lipca 2012
Życie po „Mrocznym Rycerzu”
Piszę tę notkę w ostatnim możliwym momencie: za chwilę wyjeżdżam na cały weekend na Avangardę, a od jutra wszyscy będą rozmawiać tylko o jednym. Tym czymś będzie oczywiście Mroczny Rycerz Powstaje, epickie zwieńczenie trylogii Christophera Nolana opowiadającej o Batmanie. Zanim jednak to nastąpi, zanim będziemy dyskutować nad zaletami i wadami konkretnego, obejrzanego już obrazu, chcę się wspólnie pozastanawiać nad okolicznościami, w jakich ten film się ukazuje, i przyszłymi kolejami filmu superbohaterskiego.
Pretekstem do napisania tej notki jest zalewająca ostatnio mojego Facebooka fala krytycyzmu wobec MR i sceptycyzmu wobec MRP. Zaskoczyło mnie to zjawisko, bo wcześniej przez lata spotykałem się z reakcjami zdecydowanie entuzjastycznymi wobec Nolanowskiego Batmana. Szczególnie Mroczny Rycerz był chwalony za niekonwencjonalność, realizm (rozumiany z jednej strony jako mniej dla mnie interesująca kategoria estetyczna, oraz, co dużo bardziej moim zdaniem istotne, obecność mocnych związków z pozatekstową rzeczywistością polityczną i społeczną) i ambicje, do tego stopnia, że całkiem przytłoczył Batmana: Początek (kilka miesięcy temu obejrzałem ten film ponownie i byłem zdziwiony tym, jak bardzo jest dobry, a jeszcze bardziej tym, że zupełnie o tym nie pamiętałem). Ten stan rzeczy trwał przez kilka lat, aż nagle, na krótko przed premierą MRP, coraz częściej pojawiają się krytyczne głosy, wyraźnie zmęczone nastrojem powagi i „pseudofilozoficznymi dywagacjami” (jak pisze na przykład Michał Chudoliński w artykule zamieszczonym w lipcowym numerze „Nowej Fantastyki”), które faktycznie przewijały się w Mrocznym Rycerzu, ale zdecydowanie nie przytłaczały filmu.
Być może to tylko zjawisko lokalne w moim kącie internetu, zastanawiam się jednak, czy w tak zwanym międzyczasie, kiedy wszyscy wyczekiwali na premierę jednego z największych filmów superbohaterskich, coś się nie zmieniło? Podobną stylistykę, co Batman w wersji Nolana, reprezentowała, jak mi się wydaje, trylogia X-Men (nieco odsunięta od estetycznego realizmu przez istnienie mutantów z supermocami, ale również akcentująca treści społeczne), zakończona w 2006 roku. Natomiast w tym samym roku, co Mroczny Rycerz, ukazał się Iron Man, od którego Marvel zaczął budować swoje filmowe uniwersum, i który reprezentował zdecydowanie bardziej komiksową stylistykę. Niezwykle znamienne wydaje mi się, że w tym samym roku, co Mroczny Rycerz Powstaje, pojawili się także święcący niesamowite tiumfy Avengersi. Jeżeli Mroczny Rycerz był ukoronowaniem poważniejszego i bardziej zaangażowanego społecznie nurtu w filmach superbohaterskich (później dostaliśmy jeszcze znakomitych Strażników, którzy jednak nie odnieśli równie mocnego sukcesu, najprawdopodobniej ze względu na wysoką kategorię wiekową), to The Avengers są ukoronowaniem nurtu rozrywkowego, który skupia się raczej na emocjonalnym aspekcie postaci i jest zdecydowanie bardziej skonwencjonalizowany.
Przy takim założeniu widać, że Mroczny Rycerz powstaje raczej nie wywrze znaczącego wpływu na nadchodzące filmy superbohaterskie. Jest on raczej łabędzim śpiewem ery, która właściwie już przeminęła. Potwierdzeniem jest Niesamowity Spider-Man, idący w podobną stronę, co The Avengers, ale jeszcze silniej uwydatniający emocjonalny rdzeń tej postaci. W podobną stronę, jak można wnioskować z zapowiedzi twórców i niedawno wypuszczonego zwiastuna, będzie zmierzał (mimo patronatu Nolana) zapowiedziany na przyszły rok Człowiek ze Stali, nie wspominając o Marvelowskiej „Fazie drugiej”, planach dotyczących Ligi Sprawiedliwości czy rebootu Batmana, o którym już krążą słuchy.
Zachodnie serwisy, choć nie wystawiają recenzji jednoznacznie negatywnych, noszą wyraźny rys krytyczny wobec niektórych aspektów MRP. Mimo wad wytykanych obu Mrocznym Rycerzom sądzę, że Nolanowi należy się szacunek – pokazał bowiem, że z kinem superbohaterskim można zrobić coś zupełnie innego niż do tej pory (z pewnością wielka w tym także zasługa postaci, która nie posiada supermocy). I nawet jeśli nie wpłynie na kino superbohaterskie pod względem stylistycznym, inni twórcy mogliby się od niego uczyć odwagi i kreatywności.
Czy Mroczny Rycerz słusznie uznawany jest za wielki (nawet jeśli niepozbawiony wad) film? Jak będzie wyglądała przyszłość kina superbohaterskiego? Zachęcam do wyrażenia opinii. A ja wrócę, jak już kurz po premierze opadnie i będzie można spokojnie porozmawiać o nowym Batmanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Proste, liczba zajebistych superbohaterów jest ograniczona, marvel swoich pupilków już zekranizował, DC też... Kino superbohaterskie albo bardzo się zmieni (na tyle, że nie będzie tak istotne jak do tej pory kto jest głównym bohaterem) albo upadnie bo się skończy materiał po prostu i to całkiem niedługo.
OdpowiedzUsuńCiekawa myśl, ale może stara konwencja pociągnie przynajmniej na tyle długo, żeby dało się każdemu bohaterowi zrobić po 1–2 rebooty? ;-)
OdpowiedzUsuń