– czyli po polsku „wyszukane”. Wrażenia, spostrzeżenia, okruchy inspiracji. Z książek, ze świata, z wnętrza mojej głowy.
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Czy Superman jest super?
Na Poltergeiście ukazał się ostatnio tekst proponujący, jak uczynić Supermana interesującą postacią. Autor tak tłumaczy pobudki, które skłoniły go do sięgnięcia po klawiaturę:
Na warsztat wezmę chyba najbardziej znanego i najbardziej dennego superbohatera. W zasadzie jedyną wyróżniającą go rzeczą jest fakt, że był pierwszym superbohaterem. Mówię oczywiście o Supermanie.
…
Superman denny?!
Oczywiście szybko zdałem sobie sprawę, że faktycznie tak jest, przynajmniej jeśli chodzi o potoczne wyobrażenie tej postaci – określenie „Niebieski Harcerzyk” funkcjonuje przecież nie od dzisiaj. Zacząłem się więc zastanawiać, dlaczego tak jest, i przyszło mi na myśl kilka kwestii, które warto poruszyć w związku z tym tematem.
Po pierwsze: wszechmoc. Zestaw mocy Supermana czyni z niego „Latającą Cegłę” i w zasadzie jest w stanie rozwiązać niemal każdy problem (czy może raczej większość problemów przestaje istnieć po zetknięciu z kryptońską pięścią). Można oczywiście uszczuplić zestaw mocy Supermana, co też często się dzieje przy okazji kolejnych rebootów, resetów i innych niecnych czynów popełnianych na komiksowej ciągłości. Zawsze można też użyć kryptonitu (tym chwytem chętnie posługiwał się serial „Smallville”, a przynajmniej ta część, którą oglądałem, czyli pierwszy sezon). Z drugiej jednak strony: jedną z najlepszych historii o Supermanie, jakie czytałem, jest seria „All-Star Superman” Granta Morrisona (ze wszech miar warta polecenia; Morrison zresztą od początku swojej kariery udowadnia, że z każdą postacią potrafi zrobić coś ciekawego), w której fakt, że „Człowiek ze Stali” jest wszechpotężny (staje się nawet niewrażliwy na kryptonit), zupełnie nie przeszkadza dramatyzmowi historii. Niezwykle trafna wydaje mi się myśl mojego przyjaciela Przemka, który po przeczytaniu „All-Star Superman” powiedział, że Superman opiera się na „emocjonalnych historiach o ratowaniu świata”. Bardziej istotne niż ograniczanie mocy (którego nie bagatelizuję, bo przecież nie chcielibyśmy, żeby Superman rozwiązał problem jednym dmuchnięciem swoich potężnych, kryptońskich płuc) wydaje się odpowiednia stawka emocjonalna. Nawet kilkuzeszytowa, prosta łupanina, jaką była „Śmierć Supermana”, działała. A działała właśnie dlatego, że gra toczyła się o wysoką stawkę.
Drugim problemem, jest, jak sądzę, jednoznaczność moralna. Superman jest klasycznym, pozytywnym bohaterem. W którymś momencie zaczęto go w związku z tym uważać za naiwnego i prostodusznego, a uosabiane przez niego ideały – za tożsame z utrzymywaniem status quo (jeżeli się nie mylę, trend ten rozpoczął Frank Miller swoim „Powrotem Mrocznego Rycerza”, gdzie Superman jest marionetką posłusznie wykonującą polecenia rządu). Oczywiście tak naprawdę Superman znajduje się ponad rządem i poza prawem, co z jednej strony może z niego czynić wywrotowca (taki rys nadaje mu Grant Morrison w zrestartowanej serii „Action Comics”, powracając tym samym do korzeni tej postaci), z drugiej – dyktatora, który może starać się zaprowadzić porządek na świecie za cenę wolności jednostki (taką problematykę porusza Mark Millar w „Superman: Red Son”). Zmącenie jasnego podziału na czarne i białe wydaje się stosunkowo łatwe, i nie trzeba wcale czynić z Supermana antybohatera, ani tym bardziej łotra: wystarczy postawić go wobec dylematu z dwoma wyjściami, z których każde jest dobre, ale na inny sposób. Albo skonfliktować go ludźmi, których broni.
Trzeci problem wiąże się mniej z postacią, a bardziej ze specyfiką tego momentu kultury, w którym żyjemy. Jeżeli bowiem spojrzeć na bohaterów współczesnych seriali czy filmów, to można dostrzec sporą ilość antybohaterów, którzy z jednej strony są mniej jednoznaczni moralnie, z drugiej zaś – o wiele mniej sympatyczni. Zastanawiam się więc, czy Superman nie jest po prostu zbyt staroświecki? Może należałoby wrócić do sposobu pisania tej postaci ze Srebrnego Wieku i dołożyć w ten sposób parę wpisów na Superdickery?
Jak widać pisanie komiksów o Supermanie rzeczywiście może być problematyczne (choć można by złośliwie powiedzieć, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy). Z drugiej strony tak niezwykle dobry bohater to ktoś, kogo dobrze mieć w kulturze (poza heroicznym Kryptończykiem przychodzi mi na myśl tylko Doktor, swoją drogą bardzo podobny do Supermana, tylko bardziej interesujący, bo nie posługuje się przemocą), nawet, jeśli wydaje się niemodny i „denny”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Superman jest jak postaci z baśni. Kopciuszek jest denny, Śpiąca Królewna jest denna – bo są nudne, pasywne i posłuszne. Reprezentują przestarzałe modele (pamiętasz ten artykuł w WO?). Dopiero retellingi baśni są ciekawe i mówią coś o współczesnej kulturze.
OdpowiedzUsuńMhm, to bardzo możliwe. I jest to o tyle ciekawe, że, jak piszę w notce, na początku Superman bynajmniej nie był postacią pasywną, dopiero z czasem się taką stał. Ta przemiana też chyba coś mówi o przemianach kultury.
UsuńJest jeszcze rys marksistowski (lol) - Superman jest bohaterem klasy pracującej, obrońcą uciśnionych i naturalnym wrogiem wszelkiego rodzaju panów. Choćby z tego względu w "Superman: Red Son" tak łatwo stał się herosem socrealistycznym. Może ten właśnie rys jego postaci nie został należycie doceniony? Wyobrażam sobie ostrą, kontrowersyjną serię zeszytów, w której Superman postanawia na poważnie zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie oraz pomóc Afryce - i nagle się okazuje, że jest mnóstwo ludzi po "dobrej" stronie, którym taka interwencja jest nie w smak...
OdpowiedzUsuńMyślę też, że sposobem na "odbrązowienie" Supermana byłoby, paradoksalnie, uczynienie bardziej mrocznym świata, w którym on funkcjonuje. Rzeczywistość a la "Strażnicy" kontra jeden Superman i dylemat człowieka, który nie może pomóc wszystkim, choć na pozór może wszystko.
Wszystko da się zrobić :)