środa, 7 listopada 2012

Skok w myślodsiewnię. Locke & Key vol. 5: Clockworks

Gdyby Harry Potter był horrorem, wyglądałby mniej więcej jak Locke & Key, komiksowy cykl jednego z moich ulubionych twórców, Joe Hilla.

Locke & Key to historia trójki rodzeństwa, Tylera, Kinsey i Bode'a, którzy po tym, jak ich ojciec został zamordowany, przenoszą się z matką do jego rodzinnego domu w miasteczku Lovecraft w stanie Massachusetts. Posiadłość o nastrojowej nazwie Keyhouse jest z pozoru zupełnie zwyczajna, ale szybko okazuje się, że poukrywano w niej całą masę magicznych kluczy. Jeden z nich sprawia, że dusza człowieka opuszcza ciało. Inny pozwala grzebać ludziom w głowach (zupełnie dosłownie) i wyciągać z nich wspomnienia albo wkładać różne rzeczy. Jeszcze inny pozwala zmienić płeć. To tylko trzy przykłady, innych jest mnóstwo i ich możliwości są przez Hilla do oporu wykorzystywane, żeby wprowadzać gwałtowne zwroty akcji. Oczywiście oprócz kluczy są też tajemnice (na przykład: jaki związek z kluczami ma śmierć ojca rodziny? i co znajduje się za Czarnymi Drzwiami?), oraz Zło, tym bardziej przerażające, że skrywa się pod wyjątkowo przekonującym przebraniem (i tym bardziej dla mnie fascynujące, że to kolejny czarny charakter, obok Voldemorta, który jest ewidentnie inspirowany Steerpike'iem z cyklu Gormenghast).

Oprócz podszytych grozą wątków fantastycznych są tu również trudne relacje i problemy rodziny dotkniętej potworną stratą (i tutaj Hill robi coś, co uwielbiam – wykorzystuje motywy fantastyczne do powiedzenia czegoś o swoich bohaterach; najbardziej przejmującym przykładem jest chyba rozdział „Beyond Repair” kończący trzeci tom), a czasami również kwestie obyczajowe.

Seria ukazuje się w zeszytach, które jednak składają się na stanowiące spójne całości tomy (zaplanowane niezwykle drobiazgowo – akcję tomu piątego zapowiada pojedynczy panel w tomie drugim). „Clockworks” jest przedostatni i pełni w całej historii funkcję podobną, jak szósta część Harry'ego Pottera albo piąty sezon Zagubionych – to ten moment, w którym dowiadujemy się, o co tak naprawdę chodzi i jakie wypadki miały miejsce, nim główni bohaterowie wkroczyli na scenę w pierwszej części (myślę zresztą, że podobieństw do obu serii znalazłoby się więcej). Oczywiście okrutnie retarduje to akcję po chorym cliffhangerze kończącym tom poprzedni. Pierwszy zeszyt cofa się do roku 1775 i pokazuje jak i czemu powstały Czarne Drzwi i magiczne klucze. Drugi, zatytułowany „SMASH!”, na chwilę wraca do współczesności, żeby popchnąć akcję do przodu o jeden krok potrzebny, by zamienić oczekiwanie na zakończenie w absolutnie piekło. Kolejne cztery zaś opowiadają historię ojca Tylera, Kinsey i Bode'a oraz jego przyjaciół, tłumacząc, skąd się wziął główny czarny charakter serii. Więcej satysfakcji rodzi tutaj poznawanie odpowiedzi na nurtujące do tej pory pytania niż napięcie związane z tym, co się wydarzy (bo z dotychczasowej lektury wiemy, do czego to doprowadzi) – choć Hill potrafi nawet nieznane do tej pory postacie napisać tak, że ich los nas obchodzi i mamy nadzieję, że jednak unikną śmierci.

„Clockworks” to kolejna fascynująca (i trochę frustrująca) część świetnie napisanej komiksowej serii, nieco bardziej rozrywkowej niż powieści Hilla (a może to większa niż zwykle domieszka fantasy rodzi takie wrażenie), ale nie mniej oddziałująca na emocje, pełna bohaterów, z którymi można się silnie zżyć – jak w każdym dobrym cyklu.

3 komentarze:

  1. Komentuję tutaj zamiast na Polterze, bo pewnie wolisz mieć ruch na osobistym blogu niż Polterowym.

    ---

    Przeważa zdecydowanie pozytywne, inaczej bym się nie przebił przez aż tyle części!

    Dzięki za trailer, fajnie obejrzeć choćby w krótkiej formie, jak ktoś wyobrażał sobie ekranizację. Mam nadzieję, że uda im się zrealizować film, ale obawiam się, że zrobią z tego PG-13 albo gorzej i mroczny klimat uleci. Seriale mają tą zaletę, że nie muszą być skierowane do tak szerokiej widowni. Z drugiej strony high school drama sprawia, że to raczej nie jest opowieść skierowana dla dorosłych, a raczej young adults. Mnie najbardziej podobało się pierwsze sześć zeszytów, bo tam była naprawdę mocna historia i pomimo tego, że opowiadała o dzieciakach, była skierowana do zdecydowanie starszego odbiorcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie wolę, to bardzo miłe z Twojej strony :).

      Masz rację, że w przypadku serialu ryzyko obniżania na siłę grupy wiekowej byłoby mniejsze – ale wszystko chyba zależy od tego, jacy ludzie się wezmą za potencjalną ekranizację. Albo będzie to studio zainteresowane stworzeniem kolejnej "franczyzy", albo bardziej niszowe, złożone z pasjonatów, którzy będą się raczej starali stworzyć film dla jakiejś niszy oddanych fanów, a nie jak najszerszej grupy odbiorców.

      Inna sprawa to kwestia wieku docelowej grupy odbiorców komiksu. Ja się cały czas zastanawiam, czy to jest tekst skierowany do starszych nastolatków, czy do ludzi całkiem dorosłych (choć oczywiście również w tej drugiej grupie trafiają się fani YA).

      Usuń
    2. PS. Przeczytałem właśnie pierwszy zeszyt "Omegi". Wątki osobiste powracają do pewnego stopnia, sądzę, że może ich być wkrótce więcej. Zapowiada się, że również horror niedługi znów się pojawi.

      Usuń