środa, 18 września 2013

Białe plamy wiktoriańskiego świata

Romans to jeden z tych gatunków, którym trudno się zrehabilitować i pozbyć aury niepowagi, ciągnącej za nim jak wyjątkowo uciążliwy tren. Może dlatego, że falą robionych na jedno kopyto komedii romantycznych całkowicie zniszczyło go Hollywood; może dlatego, że historie miłosne wykazujące się walorami artystycznymi opatruje się bardziej nobilitującą etykietką „obyczajowe”; może dlatego, że jako gatunek „kobiecy” jest dewaluowany jak wszystko, co kobiece. Trudno decydować o powodach, ale Waters – łącząc ogromną wiedzę historyczną z kunsztem do tworzenia wartkich fabuł pełnych zwrotów akcji, gdzie nic nie jest takie, jakie się wydaje – pokazuje, że i z tego gatunku można wiele wyciągnąć.

Na Pulpozaurze w ramach Tygodnia w kostiumie – cyklu tekstów poświęconych serialom kostiumowym – ukazało się moje omówienie adaptacji neowiktoriańskich powieści Sary Waters.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz