sobota, 5 stycznia 2013

London and What I Found There

Kiedy zastanawiałem się, co mógłbym sobie przywieźć z Londynu, w mojej głowie niemal natychmiast pojawiło się: „książki”. Rzecz mało może charakterystyczna dla samego miasta, ale jednocześnie chyba cenniejsza i bardziej użyteczna niż jakiekolwiek „suweniry” (a z samego wyjazdu mam przecież wspomnienia i zdjęcia). Tak więc pojechałem z dość sprecyzowanymi planami – kusiły mnie dwie powieści Angeli Carter ze ślicznej serii Penguin Modern ClassicsHeroes and Villains i The Infernal Desire Machines of Doctor Hoffman. Obie mógłbym co prawda dostać na Amazonie, ale wolę fizycznie kupować książki, kiedy tylko mogę. Ostatecznie nie kupiłem ani jednej, ani drugiej; jak powiedział filozof: „You can't always get what you want”. Kupiłem za to parę innych rzeczy, a przy okazji nachodziłem się trochę (tyle, ile się dało w ciągu trzech dni, w trakcie których do zrobienia były też ważniejsze rzeczy, takie jak Doświadczanie Londynu) po londyńskich księgarniach i mogę się teraz podzielić doświadczeniami: gdzie, co, za ile można kupić.

Pierwszym przystankiem w naszej książkowej wędrówce miało być Forbidden Planet, o którym nasłuchałem się mnóstwo dobrego. Miało – bo po drodze, na St. Martin's Place, w pobliżu Chinatown, natknęliśmy się na antykwariaty. Właściwie to antykwariaty połączone z tanią książką. Można tam znaleźć zarówno stare książki za mnóstwo pieniędzy, jak i mnóstwo rzeczy za 2–3 funty. I chociaż przeczuwałem, że miłośnik literatury anglojęzycznej będzie się czuł w Londynie jak w domu, to nie do końca byłem przygotowany na ogrom tego uczucia. Dało się tam znaleźć wszystko, co mi się mogło zamarzyć: Bukowskiego, Burroughsa, Carter, Chabona (było też wielu innych autorów na B i C), Frasera, Wodehouse'a... wszystko na półkach, tak zupełnie zwyczajnie. Nawet gdyby nie było innych powodów, mógłbym wracać do Londynu, żeby kupować tam książki.

Po buszowaniu w antykwariatach udało nam się zajrzeć do Forbidden Planet. To Ziemia Obiecana każdego, kto kiedykolwiek był fanem czegokolwiek i lubi gadżety. Star Wars, Star Trek, Doctor Who, Marvel, DC i miliony innych jeszcze franczyz. Figurki, kubki, breloczki, pluszaki, koszulki – co Ci tylko przyjdzie do głowy. To na parterze. W piwnicy natomiast znajduje się przepotężny dział z fantastyką. To miejsce może wywołać uczucie przytłoczenia, bo aż nie wiadomo, na co wydać pieniądze. Na szczęście (a może i nieszczęście) są tu przede wszystkim książki nowe, a więc stosunkowo łatwo dostępne, raczej nie ma co liczyć na jakieś stare, zakurzone egzemplarze rzadkich tekstów, które mają swój nieodparty urok. Podobnie rzecz się ma z komiksami, których również jest mnóstwo, zarówno z dużych wydawnictw, jak i niezależnych. Tutaj też ujawniła się wreszcie pewna wada kupowania książek w Londynie, a mianowicie ceny. Książki w miękkiej oprawie kosztują tutaj przeciętnie 7–10 funtów, więc mniej więcej tyle co w Polsce, a nawet trochę drożej. Amazon, który najczęściej obniża ceny, czasem całkiem sporo, zaburzył nieco moją ocenę (nie muszę też chyba dodawać, że ma pod tym względem sporą przewagę, kiedy trzeba pilnować swojego budżetu). Komiksy natomiast kosztują od 15 funtów w górę – z bólem serca musiałem zrezygnować z zakupu twardookładkowych edycji WE3 i Joe the Barbarian Granta Morrisona.

Warto jeszcze wspomnieć o miejscach szerzej dostępnych, to znaczy księgarniach sieciowych. Na stacjach metra, lotniskach i podobnych miejscach można często znaleźć księgarnie sieci W H Smith, na ogół nieduże, zaopatrzone w najbardziej znane tytuły i różne przydatne w drodze artykuły. Jest też Waterstones (dawniej Waterstone's). Duże sklepy, przypominające Empiki... i rodzące podobne problemy (choć w UK sporą częścią tego problemu jest też Amazon i supermarkety, z którymi duże księgarnie muszą bardzo intensywnie konkurować, co jak zawsze odbija się na mniejszych). Dopiero będąc w Waterstones miałem okazję się przekonać, jak inspirującym i bogatym we wszystko miejscem jest Londyn, posiadający cały własny regał w dziale podróżniczym (zaliczyłem też kolejny moment zachwytu, patrząc na półkę z poezją i znajdując tam Blake'a). Warto też zajrzeć tam na półkę z wyprzedażami – można trafić na ciekawe rzeczy.

Poszukiwane długo powieści Angeli Carter ostatecznie znalazłem, choć zdążyłem się już wtedy zaopatrzyć w kilka innych, znacząco tańszych tytułów (Post Office Bukowskiego, The Inimitable Jeeves Wodehouse'a i How Far Can You Go? Davida Lodge'a; pewnie w swoim czasie doczekają się własnych notek). Z pewnym smutkiem pomyślałem, że jestem skazany na Amazona – o ile bojkotowanie Empiku przychodzi mi łatwo, o tyle w sytuacji, kiedy dużo mniejszym kosztem można się zaopatrywać w naprawdę interesujące książki, odmówienie ich sobie urasta niemal do rangi konfliktu tragicznego. Ale dylematy moralne mola książkowego to już temat na inną notkę. Na koniec polecę po prostu londyńskie antykwariaty. Dobrze, że są.

7 komentarzy:

  1. Też, będąc w Londynie, cruise'owałem po antykwariatach i bezwzględnie najlepszy znalazłem w Brixton. Leżało tam tysiąc książek, a żadna nie była zła! Do tego pracownik za ladą ogarniał, gdzie co leży, choć układ był skrajnie nieintuicyjny.

    A potem poszliśmy na Clapham do Birds & Bizons – doskonałego dinera z sycącym menu dla wegetarian.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi świetnie, jedno i drugie. Zapamiętam na kolejną wyprawę :).

      Usuń
  2. Czytelnicy Artura powinni wiedzieć, że część z zakupionych skarbów przeczytał on jeszcze zanim zdążyliśmy wyjechać z miasta. Najwyraźniej pokonywanie długich dystansów londyńską tubą sprzyja czytaniu.

    A wiesz, że zupełnie nie wspomniałeś o tych dizajnerskich księgarniach, do których ja Cię wciągałam? O tej na St Martin's i o Magmie na Covent Garden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzyjała temu również lakoniczność Bukowskiego ;).

      Nie wspomniałem o nich, bo uznałem, że sama będziesz chciała o nich napisać, nawet bez zdjęć ;p.

      Usuń
    2. W dizajnerskich księgarniach zakazują fotografować?

      Ja jadę pewnie w maju, można przygotowywać listę zakupów ;>

      Usuń
    3. @miserableowlman O, dobrze, że mówisz, bo z tych książek za 2–3 funty jeszcze nie wszystkie kupiłem, które mnie ciekawiły :>

      Usuń
    4. @miserableowlman Nie zakazują. Ale to był ten dzień, kiedy zapomniałam zabrać aparat z hotelu. #fail

      Usuń