Nastał grudzień, śnieg leżący za oknem informuje, że nadeszła zima, jeśli nie kalendarzowa, to pogodowa jak najbardziej. Z opóźnieniem, bo na początku listopada, zabrałem się za czytanie Październikowej krainy Raya Bradbury'ego, z opóźnieniem, bo na początku grudnia, o niej napiszę. Ale nie ma sensu czekać; październik to nie tylko miesiąc, ale też stan umysłu i zbiór wczesnych opowiadań późniejszego mistrza science fiction i nie tylko, można czytać również zimą, wracając myślami kilkadziesiąt dni wstecz, do czasu, kiedy na drzewach wisiały złote liście i jesień panowała w najlepsze.
Piszę tyle o październiku, bo to słowo-klucz w twórczości Bradbury'ego, wiążące się z charakterystycznym nastrojem (to określenie nieostre nawet jak na standardy literaturoznawstwa, ale trudno to nazwać inaczej) – Halloween, powroty zmarłych, duchy i upiory, subtelna groza, dzieciństwo i dorastanie to kilka z nich. Nie znam jeszcze na tyle dobrze twórczości Bradbury'ego, żeby stwierdzić, jak duża jej część jest „październikowa”, ale na pewno do tej kategorii zaliczają się także powieści Jakiś potwór tu nadchodzi i The Halloween Tree, i chyba kilka innych.
Oczywiście nie cały zbiór jest faktycznie październikowy, choć znajduje się tu kilka takich tekstów, na przykład niepokojące Jezioro, makabreskowy Lokator z piętra i zdecydowanie najmocniej przesiąknięty tym nastrojem Emisariusz, opowiadający o chłopcu i psie, który dla swojego właściciela jest w stanie zapuścić się bardzo, bardzo daleko (moje ulubione opowiadanie w całym zbiorze; teksty o przyjaźni człowieka i psa poruszają mnie do głębi).
Pozostałe teksty czasem utrzymane są w konwencji grozy, posiadającej konkretne źródło, jak Mały skrytobójca – skrzyżowanie Dziecka Rosemary i Cmętarza zwieżąt, powstałe przed oboma powieściami – jak i nie do końca uchwytnej (jak w Następnej i Słoju, gdzie tajemnicza istota opisywana tylko poprzez to, jak widzą ją ludzie, roztacza hipnotyczny czar nad mieszkańcami niedużej osady), czasem stają się groteskowe.Podstawową strategią wielu z tych opowiadań jest opisywanie rzeczy zwykłych w sposób, który czyni je niezwykłymi, a więc realizm magiczny, i to taki mocno kojarzący się z opowiadaniami Julia Cortazara. Elementy fantastyczne są na ogół bardzo, bardzo dyskretne, a główną rolę odgrywa sposób narracji. Dużo się tutaj można nauczyć o sposobie używania języka w literaturze.
Chciałem tutaj napisać, jak smutno zrobiło mi się na wieść o śmierci Bradbury'ego – to chyba pierwszy tak ogromnie ceniony przeze mnie pisarz, który odszedł już po tym, jak poznałem i pokochałem jego książki i styl pisania, w związku z tym świadomość, że już nigdy nic nie napisze, zadziałała szczególnie silnie (na szczęście pozostało mi jeszcze całe mnóstwo dotychczas wydanych książek). I zdałem sobie właśnie sprawę, że dokładnie dzisiaj mija pół roku od jego śmierci. Więc to chyba tym lepszy moment, żeby napisać o jego książce, wczesnej, ale już pokazującej zdolność do pięknego, poetyckiego pisania i do mistrzowskiego kreowania nastroju, oraz żeby wspomnieć tę porę, kiedy jesień złoci liście na gałęziach, cienie się wydłużają, a granica między tym, co zwykłe i niezwykłe, na chwilę się zaciera. Można próbować, ale nikt nie będzie o niej pisał tak jak on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz