O ile do ebooków nie trzeba mnie było specjalnie przekonywać – to niezwykle wygodny format, zwłaszcza w przypadku grubych książek – o tyle audiobooki specjalnie mnie nie pociągały. Ostatecznie: umiem czytać, to sobie przeczytam, prawda? Okazja czyni jednak konsumenta kultury (wiedzą o tym świetnie twórcy Humble Bundle czy Book Rage’a); portal Audible (część Amazona) oferuje 30-dniowy okres próbny, a na zachętę dodaje darmową książkę. Akurat Neil Gaiman zachwalał firmowaną przez siebie linię audiobooków. No to skorzystałem.
Od tego czasu przesłuchałem już kilka innych książek i pomyślałem, że warto podzielić się wrażeniami. Audiobooki pod pewnymi względami mocno odróżniają się od książek papierowych – również na plus.
Pierwszą z zalet jest wygoda. W dobie odtwarzaczy mp3 audiobooki okazują się jeszcze poręczniejsze niż książki elektroniczne. Podczas jazdy zatłoczonym autobusem nawet korzystanie z czytnika wymaga czasem zgoła akrobatycznych wygibasów. W przypadku audiobooka wystarczy włożyć słuchawki do uszu i już możemy cieszyć się książką, rąk używając tylko do utrzymywania się przy życiu. Problemem przestają być także niedostatki oświetlenia.
Czytający dużo i w każdych warunkach (a do tego nagminnie korzystający z komputera) wiedzą, jak obciążone bywają nasze oczy. Także pod tym względem audiobooki okazują się nieocenione, pozwalają bowiem nieco odpocząć wzrokowi. Bardzo przyjemnie wspominam wieczory, które spędziłem leżąc z zamkniętymi oczami i słuchając Deathless (polski tytuł: Nieśmiertelny) Catherynne M. Valente.
Z tym też wiąże się trzecia zaleta: audiobooki oddziałują na inny zmysł niż zwykłe książki, i w związku z tym wyobraźnia zaczyna pracować nieco inaczej. Gdy słucham nagrania, bohaterowie, miejsca i zdarzenia opisane w tekście jawią mi się o wiele wyraźniej niż zwykle, ponieważ mogę się w pełni skupić na ich wizualizowaniu.
A jakie są problemy? No cóż. Jeśli uznamy druk za medium neutralne, gdzie wyobrażenie sobie każdego elementu zależy wyłącznie od czytelnika, to audiobook stanowi już pewne zapośredniczenie. Sposób czytania przez lektora/-kę może wpływać na to, jakie zdanie wyrabiamy sobie na przykład na temat bohaterów. Głos może także irytować, a wtedy kto wie, czy metaforycznie nie rzucimy o ścianę książką, która na papierze skradłaby nam serce.
Druga wada wynika nie tyle z medium, co z naszych kulturowych przyzwyczajeń. Kto z Was słucha muzyki w tle podczas śniadania, odpisywania na mejle czy sprzątania? Przypuszczam, że zebrałoby się spore grono. Uczymy się poświęcać mniej uwagi bodźcom dźwiękowym. Ważniejsze od plumkania w tle jest to, co da się kliknąć i zobaczyć na ekranie. Wielokrotnie łapię się na tym, że słuchając audiobooka albo zaczynam jednocześnie zajmować się czymś innym, albo odpływam, bo świadomość nieskupiona na działalności rąk i oczu uznaje, że może się wyłączyć. Tak czy inaczej sporo tracę, najczęściej muszę się potem cofać i odsłuchiwać jeszcze raz spore fragmenty. Z tego powodu odnoszę wrażenie, że nasz codzienny tryb życia nie sprzyja szczególnie słuchaniu książek.
Audiobooki to specyficzna forma lektury. Jeśli chcemy ich w pełni doświadczyć, wymagają bezruchu, skupienia, pewnej bierności. Z tego powodu, choć świetnie nadają się np. do podróży, niekoniecznie pasują do naszego codziennego trybu życia. Być może jednak warto się czasem przestawić – usiąść bez ruchu, zamknąć oczy i po prostu słuchać.
A Ty – czy korzystasz z audiobooków? Jeśli tak, to ile uwagi im poświęcasz? W jakich okolicznościach słuchasz? Daj znać w komentarzu.
U mnie jest jeszcze jeden kłopot: podczas dnia robię bardzo dużo rzeczy, często przełączam się między zadaniami. Dlatego dodatkowe wypełnianie czasu audiobookami – np. w trakcie spaceru – mogłoby już być przesadą. Kiedyś słuchałem przy bieganiu, ale z czasem przestałem (i słuchać, i biegać).
OdpowiedzUsuńNatomiast mam przyjaciela, który bardzo ceni sobie audiobooki, a w szczególności jednego z lektorów: Krzysztofa Gosztyłę (nagrywał m.in. tekst "Innych pieśni", ale też "Imię róży" czy "Ciemności kryją ziemię"). Sam troszkę go odsłuchałem i także polecam!