czwartek, 23 maja 2013

Superbohaterowie i szamani, część 2

Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie KZ. Wydanie Specjalne. Wszystkie ilustracje pochodzą z komiksu Flex Mentallo: Man of Muscle Mystery autorstwa Granta Morrisona i Franka Quitely'ego.


Chcę przeczytać pierwszą część tekstu

***


Moce szamańskie

Pomyślnie zakończona inicjacja obdarza szamana wiedzą oraz szeregiem rozmaitych mocy. Przyjrzenie się im wykaże kolejne podobieństwa między szamanem i superbohaterem.

Pierwszym i podstawowym wyrazem zdobytej mocy szamańskiej jest duch opiekuńczy, który dokonuje wyboru szamana, a także prowadzi go i pomaga mu w czasie inicjacji. W przypadku Wallace'a taką funkcję spełnia Flex Mentallo. Podobieństw jest jednak znacznie więcej i obejmują one superbohaterów w ogóle. Jak pisze Szyjewski:

Całe życie szamana jest ściśle związane z działaniami [ducha opiekuńczego], szaman nie tylko widzi i słyszy, ale także działa przez niego [podkreślenie moje]. Podczas każdego seansu przywołuje swego ducha odpowiednim rytmem bębna oraz udostępnioną mu w czasie inicjacji specjalną „pieśnią szamańską”. (…) Bez jego pomocy szaman jest bezsilny (Szyjewski 2005: 83).

Bardzo wyraźnie przypomina to sytuację superbohaterów, którzy niemal nigdy nie dokonują heroicznych czynów, występując w swoim cywilnym wcieleniu, lecz muszą wcześniej przywdziać kostium (co odpowiadałoby z jednej strony ceremonialnej szacie, z drugiej mogłoby oznaczać przyjęcie w siebie ducha i działanie poprzez niego). Oczywiście można odpowiedzieć, że w przypadku superbohaterów przemiana jest podyktowana koniecznością zachowania swej „sekretnej tożsamości”, jednak już sama ta dwoistość jako element charakterystyczny dla superbohatera wydaje się znamionować fakt, że mamy tu do czynienia z pewnym rozbiciem i podzieleniem osoby. Tymczasem duch opiekuńczy często jest opisywany jako alter ego, sobowtór czy też cień szamana, psycholodzy zaś interpretują fenomen ducha opiekuńczego jako „część psychiki szamana, która jest w stanach normalnych niedostępna świadomości, a ujawnia się w stanach szamańskich” (Szyjewski 2005: 83–84). Wallace Sage/Flex Mentallo nie są jedynymi przykładami w komiksach Morrisona, podobnie bowiem można interpretować wieloraką osobowość Crazy Jane (poszczególne osobowości ze swoimi supermocami są różnymi duchami pomocniczymi, a opanowanie ich w pełni wiąże się z samouzdrowieniem), Dorothy Spinner, która eksternalizuje byty zasiedlające jej podświadomość, dzięki czemu może z nimi rozmawiać, a które także mogą działać na otoczenie, czy też Larry'ego Traynora, w którego ciele mieszka Negatywny Duch, nie wspominając o Animal Manie, którego zdolności odpowiadają rzeszy „duchów pomocniczych” udostępniających swe moce szamanowi.

Jak widać, główna moc odpowiada samej istocie superbohatera, oprócz tego jednak szamanom przypisywano cały szereg pomniejszych mocy, wśród których znajdują się „niewrażliwość na ogień, widzenie świata duchów, latanie i błyskawiczne przemieszczanie się w powietrzu, zdolności telepatyczne, zmiennokształtność, wkraczanie do wnętrza drzew i ludzi, wypuszczanie z jąder magicznego sznura, po którym można wspiąć się do nieba, oczarowywanie innych spojrzeniem, uzdrawianie i zabijanie z pomocą duchów i działań magicznych, kontrolowanie pogody” (Szyjewski 2005: 92). Innymi słowy: niemal pełen katalog najpopularniejszych zdolności superbohaterskich (z tą może różnicą, że Spider-Man wypuszcza swój magiczny sznur z nadgarstków).



Rola szamana w społeczeństwie

Szaman, jako ten, który umarł i zmartwychwstał w procesie choroby i inicjacji, a poprzez swoje cierpienie zdobył wiedzę, która pomaga całej społeczności, jest „najbardziej pierwotną postacią zbawczą” (Szyjewski 2005: 104), co szczególnie mocno podkreśla uzdrowicielski aspekt jego działalności. Z tego względu cieszy się szacunkiem społeczności, która jednocześnie obawia się go ze względu na jego umiejętności. Lęk ten czyni z szamana outsidera i czasem prowadzi do agresji. To kolejne podobieństwo do superbohaterów, którzy najczęściej z jednej strony cieszą się powszechną estymą, z drugiej zaś są ścigani przez organy prawa i spotykają się z przejawami wrogości. Podobnie jak w przypadku szamana, opinia publiczna często odwraca się od superbohaterów w chwilach, gdy ich umiejętności zawodzą.

Rolą szamana jest obrona równowagi wspólnoty oraz jej integralności psychicznej. Jak pisze Eliade:

Ogólnie rzecz ujmując można stwierdzić, że szaman broni życia, zdrowia, płodności, świata „światła” przed śmiercią, chorobami, bezpłodnością, przekleństwem i światem „ciemności” (Eliade 2008: 25).

Taką też funkcję wydają się pełnić superbohaterowie, co pokazuje przykład Fleksa Mentallo, który pomaga ludzkości wydobyć się z kryzysu spowodowanego przytłoczeniem śmiercią, chorobami i wojną.


Zakończenie – współcześni szamani

Choć cywilizacja zachodnia, jeśli nie liczyć różnych grup i jednostek sytuujących się w obszarze kontrkultury, wyzbyła się obecnie całkowicie światopoglądu magicznego i w dużej mierze wyzbywa się także światopoglądu religijnego (zwłaszcza w kwestii zdrowia duchowego, czy też raczej psychicznego – zmiana nomenklatury wydaje się niezwykle znacząca), teksty Morrisona każą się zastanowić, czy w ten sposób nie zrezygnowała jednocześnie z ważnego dla pomyślnego trwania społeczności elementu. Oczywiście trudno oczekiwać, że społeczeństwo powróci do wartości wyznawanych we wspólnotach pierwotnych, czy że powróci do odrzuconego już paradygmatu, według którego opisywało kiedyś rzeczywistość. Być może nie jest to jednak konieczne. Myśl szamańska znalazła swoich kontynuatorów nie tylko w prądzie neoszamańskim (którego najbardziej znanym przedstawicielem jest Carlos Castaneda, choć warto również wspomnieć o amerykańskim antropologu i szamanie Michaelu Harnerze), ale także w rozmaitych nurtach ezoterycznych czy wśród psychonautów – myślicieli badających sposoby na rozwijanie ludzkiej świadomości, często wspominających w tym kontekście o substancjach psychodelicznych. Można do nich zaliczyć Aldousa Huxleya, autora Nowego, wspaniałego świata, który swoje doświadczenia po zażyciu meskaliny opisał w książce Drzwi percepcji. Do najbardziej znanych należą Terrence McKenna, według którego spożywanie substancji psychodelicznych pomogło protoplastom człowieka wykształcić język, czy Timothy Leary, badający efekty zażycia LSD. Nie wypada też zapomnieć o Stanislavie Grofie, czeskim psychiatrze, który, prowadząc badania nad działaniem LSD stworzył specjalną metodę psychoterapeutyczną, w czasie której przeprowadza pacjentów przez doświadczenia rozpadu i odrodzenia charakterystyczne dla procesów inicjacji. Wszystkie te powiązania wydają się jak najbardziej uzasadnione, jeżeli spojrzymy na inne komiksy Morrisona, przede wszystkim jego sztandarowe dzieło (mające zresztą wiele wspólnych wątków z Fleksem Mentallo) – The Invisibles.


Jak można zobaczyć na kartach Fleksa Mentallo, rzeczywistość maluje się w ponurych barwach, jest przytłoczona ciemnością i wymaga interwencji kogoś, kto będzie w stanie przywrócić zaburzoną równowagę. Eliade, w kontynuacji przytoczonego nieco wyżej cytatu, pisze: „Trudno nam sobie wyobrazić, czym może być taki obrońca dla społeczeństwa archaicznego” (Eliade 2008: 25). Po przeczytaniu Fleksa Mentallo można, jak sądzę, dość łatwo odpowiedzieć: ktoś taki może być superbohaterem.


Bibliografia

G. Morrison i in., Flex Mentallo: Man of Muscle Mystery, New York 2012.
M. Eliade, Doświadczenie zmysłowe a doświadczenie mistyczne u ludów prymitywnych, w: Mity, sny i misteria, Warszawa 1999.

M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, t. III: Od Mahometa do wieku Reform, Warszawa 2008.
D. Fingeroth, Superman on the Couch: What Superheroes Really Tell Us about Ourselves and Our Society, New York 2004.
G. Morrison, Supergods, New York 2011.
A. Szyjewski, Szamanizm, Kraków 2005.

Osobom zainteresowanym problematyką inicjacyjną oraz badań nad substancjami psychodelicznymi polecam książki wymienionych w tekście autorów:

Michael Harner, Droga szamana, Wrocław 2007.
A. Huxley, Drzwi percepcji, Warszawa 2012.
A. Hofmann, Eliksir Hofmanna. LSD i Nowe Eleuzis, Warszawa 2011.
Stanislav Grof, Najdalsza podróż, Warszawa 2010.
Stanislav Grof, Obszary nieświadomości: raport z badań nad LSD, Kraków 2000.
Stanislav Grof, Poza mózg: narodziny, śmierć i transcendencja w psychoterapii, Kraków 1999.
Timothy Leary, Doświadczenie psychodeliczne, Warszawa 2011.
Terrence McKenna, Pokarm bogów, Warszawa 2007.

sobota, 18 maja 2013

O zaufaniu do tłumacza

Jako student przekładoznawstwa i osoba zainteresowana różnymi problemami związanymi z procesem tłumaczenia, z ogromnym zainteresowaniem czytałem dyskusję (momentami bardzo intensywną) na temat tłumaczenia Władcy Pierścieni, która toczyła się tutaj. Nie chcę się wypowiadać na temat samego tekstu, bo kłótnie o polskie nazwy trwają od lat i chyba nie zmierzają w żadnym konkretnym kierunku. Przy okazji jednak w komentarzach wychodziły na jaw różne poglądy na funkcje tłumaczenia oraz tego, jak ten proces powinien przebiegać. I z tego wszystkiego zacząłem rozmyślać o relacji między czytelnikiem a tłumaczem, konkretnie: nad zaufaniem lub jego brakiem.

Sprawa wygląda bowiem tak: tłumaczenie Skibniewskiej jest dobre, tłumaczenie Łozińskiego nie. Głównym kryterium, które o tym przesądza, są nazwy własne, u tej pierwszej zachowane w oryginale, u drugiego zaś spolszczone – gdyby to nie przesądzało, można by dać szansę późniejszym wydaniom Łozińskiego, gdzie „wbrew woli, ale za zgodą” tłumacza pozostawiono nazwy oryginalne, co jednak nie nastąpiło. Nie nastąpiło, bo czytelnik czuje się zdradzony: chciał przeczytać Tolkiena, za Tolkiena zapłacił, a tu nagle Łoziński.

Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że zdrada nie wynika ze złej woli tłumacza, tylko z mniej lub bardziej świadomego zaufania, jakie pokłada w nim czytelnik: wiary w to, że obcuje z oryginałem – tylko w innym języku. Oryginał to rzecz święta. Niezależnie od tego, czy wierzymy w intencję autora, który chce nam coś przekazać, czy w tekst, który sam z siebie generuje określone znaczenia, tłumacz ma być tekstowi wierny.

Problem polega na tym, że każdy tłumacz odbiera i interpretuje tekst inaczej, tak samo, jak każdy „zwykły” czytelnik, w związku z czym każdy z nich stworzy inne tłumaczenie (nawet jeśli interpretacje są do siebie zbliżone). Do tego dochodzą różnice między językami – problemy ze znalezieniem odpowiedników (lub ich brak), rozmaite odcienie znaczeniowe słów – oraz przyjęcie różnych strategii przekładu.

Czemu więc Łozińskiemu się oberwało? Nie wnikając w kwestie jakości tłumaczeń (bo też cała dyskusja nie ich dotyczyła, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie), widzę dwa powody. Po pierwsze: chronologia. Przykład Kubusia Puchatka świetnie pokazuje, że pierwsze tłumaczenie może się doskonale przyjąć, nawet jeśli mocno zniekształca tekst, kolejne, mimo wierności (którą swoją drogą też można różnie definiować) względem oryginału, mają już o wiele trudniej. Czytelnicze wyobrażenie tekstu oryginalnego bardzo łatwo więc kształtować. Po drugie: spolszczenie nazw to decyzja bardzo widoczna, natychmiast przyciągająca uwagę, choć w procesie przekładu trzeba podjąć mnóstwo innych, równie istotnych. Burzy więc iluzję obcowania z Oryginalnym Tekstem, choć przecież wszystkie inne słowa angielskie zamienione na polskie odpowiedniki (a więc całe tłumaczenie) są niczym innym jak ingerencją weń tego konkretnego tłumacza.

To czytelnicze wrażenie potęguje z pewnością fakt, że tłumacze rzadko tłumaczą się ze swoich decyzji – najczęściej wtedy, kiedy są one bardzo widoczne, tak jak właśnie Łoziński, czy Andrzej Polkowski, zamieszczający na końcu każdego tomu serii o Harrym Potterze słowniczek terminów, gdzie podaje etymologię słów i wyjaśnia, czemu przełożył tak, a nie inaczej. Najjaskrawsze przykłady można znaleźć tam, gdzie tłumacz musi najmocniej ingerować: nie tak dawno temu miałem przyjemność przeczytać Gilgamesza w przekładzie (a może już adaptacji?) Roberta Stillera. Tekst eposu zachował się w postaci niekompletnej, niektóre z tablic dotrwały do naszych czasów tylko w postaci szczątkowej, niektóre zaś zostały mniej lub bardziej udolnie zrekonstruowane – na przykład zakończenie, powtarzające tekst jednego z wcześniejszych rozdziałów, które Stiller zdecydował się zmienić na wersję zgodną z wcześniejszymi wydarzeniami i lepiej oddającą ducha utworu. W takiej sytuacji obszerny wstęp, w którym tłumacz podaje źródła, z których korzystał, oraz motywacje, jakie nim kierowały, wydaje się nieodzowny.

Co powinien wobec tego począć czytelnik? Może oczywiście pozbyć się pośrednika i czytać teksty oryginalne. To rozwiązanie bardzo atrakcyjne, choć nie zawsze możliwe – istnieje zbyt wiele języków, by poznać je wszystkie. W pozostałych przypadkach musi więc chyba zdobyć się na odwagę i zaufać tłumaczowi, mając świadomość, że tekst, który czyta, oryginałem nie jest i nie będzie. I liczyć się z ryzykiem rozczarowania, którego nie można zminimalizować – przynajmniej dopóki wszyscy tłumacze nie zaczną się tłumaczyć.


Na obrazkach (pierwszy autorstwa Jacopo Tintoretto, drugi Domenico Ghirlandaio) święty Hieronim – patron tłumaczy.

czwartek, 16 maja 2013

Superbohaterowie i szamani, część 1

Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie KZ. Wydanie Specjalne. Wszystkie ilustracje pochodzą z komiksu Flex Mentallo: Man of Muscle Mystery autorstwa Granta Morrisona i Franka Quitely'ego.

***


Jednym z elementów przewijających się w czteroodcinkowej serii Flex Mentallo Granta Morrisona jest krzyżówka, w której ostatnie wpisane słowo posiada magiczną moc. Ktokolwiek je wypowie, stanie się „najpotężniejszym człowiekiem we wszechświecie”. W krzyżówce znajdują się dwie luki, w związku z czym przez większą część historii znamy tylko część słowa: „SHA_A_”.

Pierwszym nasuwającym się skojarzeniem jest historia Billy'ego Batsona, bardziej znanego jako Kapitan Marvel. Młody chłopiec, na co dzień uliczny sprzedawca gazet, pewnej nocy podąża za tajemniczym nieznajomym do opuszczonego tunelu metra. Na stację wjeżdża futurystyczny, pokryty tajemniczymi symbolami pociąg, który wiezie Billy'ego do starego czarodzieja, przez tysiące lat broniącego ludzkości. Chłopiec ma przejąć jego obowiązki i w związku z tym zostaje obdarzony magicznym słowem: „Shazam!” – za jego pomocą przemienia się w superbohatera, Kapitana Marvela. Morrison tak opisuje specyfikę tego superbohatera:

Magiczne słowo było elementem, który łączył bohatera z fundamentem ludzkiej mowy; językiem, tworzeniem opowieści. Moce Kapitana Marvela nie pochodziły z lat spędzonych na siłowni ani z nieludzkiej fizjologii, ani z błękitnej krwi. Jego moc pochodziła z zaklęcia. Był magiem. (...)
Ostatecznie każdy z nas poszukuje własnego magicznego słowa: diety, związku, mądrości, która mogłaby przenieść nas ze zwyczajnego w nadzwyczajne. Ta uniwersalna ludzka nadzieja na transcendencję była paliwem rakietowym dla paska o Kapitanie Marvelu (Morrison 2011: 32–33).

Cytat ten tłumaczy jednocześnie, dlaczego pojawia się to nawiązanie: „magiczne słowo” to wyraz pewnej tęsknoty człowieka, pragnienia stania się lepszym, silniejszym, mądrzejszym. I choć nie wszyscy mamy predyspozycje lub środki finansowe, by stać się Batmanem, prawdopodobnie nikt z nas nie pochodzi także z planety Krypton, to każdy z nas mógłby odnaleźć magiczne słowo.


Jednak pozostanie na tym poziomie byłoby zwykłym eskapizmem, tymczasem Flex Mentallo idzie nieco dalej. Na końcowych stronach komiksu okazuje się bowiem, że w istocie magiczne słowo brzmi: „SHAMAN”. Szamanizm zostaje zasugerowany jako droga prowadząca do rozwinięcia ludzkiego potencjału. Odczytanie Fleksa Mentallo jako zapisu inicjacji szamańskiej pomoże zrozumieć dlaczego, wskaże również – być może – na to, jaką istotną rolę dla duchowości współczesnego człowieka pełnią superbohaterowie.


Kim jest szaman?

Według Andrzeja Szyjewskiego podstawowym wyznacznikiem szamanizmu, pozwalającym odróżnić go od innych zjawisk o charakterze religijnym i magicznym (co nie zawsze jest łatwe z uwagi na zróżnicowanie form jego występowania i spory wśród uczonych co do tego, jaka jest istota szamanizmu), jest obecność szamanów bądź szamanek, czyli osób, które „potrafią kontaktować się z rzeczywistością przekraczającą wymiar naoczności, ze światem dusz i bogów, zarówno w postaci podziemnej krainy zmarłych i krwiożerczych demonów, jak i niebiańskich sfer, oraz z duchami obecnymi w otoczeniu przyrodniczym i z ukrytymi przed oczami zwykłych członków społeczności” (Szyjewski 2005: 8). Do podkreślenia tych zdolności szamana często używana jest metafora trzeciego oka, wyrażająca postrzeganie duchowej strony rzeczywistości. Symbol ten pojawia się także we Fleksie Mentallo: przewodnikiem, który wprowadza małego Wallace'a do świata superbohaterów jest właśnie mężczyzna z zasłaniającym pół twarzy kapturem, na którym namalowane zostało oko (szamani korzystający ze swoich zdolności często również zasłaniają swoje oczy fizyczne).


Warto podkreślić, że szaman bierze aktywny udział w kontakcie z duchami, pełni rolę pośrednika między rzeczywistością nadprzyrodzoną a społecznością, w której działa. Jego talenty zawsze są nastawione na służbę większej zbiorowości i jest to cecha odróżniająca go od mistyka, którego przeżycie jest przeżyciem osobistym. Od kapłana z kolei odróżnia go sposób, w jaki kontaktuje się ze sferą nadprzyrodzoną: wyróżnikiem szamana jest mianowicie to, że nie łączy się z sacrum wyłącznie poprzez symbole, modlitwy czy ofiary, lecz wchodzi w stan transu (czy to poprzez „magiczny lot” do świata duchów, czy poprzez owładnięcie przez ducha), który jest odmiennym stanem świadomości. Z drugiej strony należy podkreślić, że szaman pełni również funkcje społeczne: „poza (…) rolą proroka i kapłana, może zarazem pełnić funkcje uzdrawiacza, wróżbity, meteorologa, tropiciela zwierzyny oswojonej i łownej, różdżkarza, nawet detektywa, maga i psychopomposa” (Szyjewski 2005: 15). Istotą wszystkich tych funkcji jest zaś strzeżenie równowagi, odnoszącej się, jak pisze Szyjewski, do różnych poziomów: „psychicznej integralności członków [społeczności], trwałości dynamicznej równowagi społecznej oraz zrównoważenia ekologicznego w gospodarowaniu zasobami naturalnymi, zwierzęcymi i roślinnymi” (Szyjewski 2005: 16). Superbohaterowie działają na ogół na drugiej z wymienionych płaszczyzn, Flex Mentallo na pierwszej i drugiej, zaś inny superbohater, o którym pisał Morrison – Animal Man – na trzeciej. Sądzę, że działalność ta w dużej mierze zbiega się z najważniejszą cechą definiującą superbohatera wyszczególnioną przez Danny'ego Fingerotha: „superbohater (…) musi reprezentować wartości społeczeństwa, które go wytworzyło” (Fingeroth 2004: 17) – czyli bronić status quo, a więc właśnie równowagi.


Inicjacja szamańska

Brak szamana oznacza, że społeczność wystawiona jest na działania złowrogich sił, szaman jest bowiem tą osobą, która broni ludzi przed zagrożeniami lub usuwa skutki szkodliwego wpływu duchów lub złowrogich czarowników (znów: podobnie jak superbohater, choć duchy i czarownicy w komiksowych przygodach zostają zastąpieni przez najeźdźców z kosmosu oraz superprzestępców).


Poszukiwania nowego szamana na ogół zaczynają się jeszcze przed śmiercią poprzedniego, jednak kiedy społeczność zostaje szamana pozbawiona, wysiłki zmierzającego ku wyznaczeniu nowego przybierają na sile. Czasami szaman jest przeznaczony do tej funkcji od urodzenia, czasami trzeba go wyszkolić. Z reguły potwierdzeniem jego powołania są różnego rodzaju niezwykłe znaki: urodzenie w czepku, dodatkowe kończyny lub inne anomalie związane z wyglądem, anomalie pogodowe towarzyszące porodowi, ale też wypadki, ciężkie choroby, które przebywa, dorastając, czy porażenie piorunem. Często również w wierzeniach szamani czy to istniejący, czy mitologiczni nie wywodzili się od „ziemskiego ojca” (Szyjewski 2005: 49). Te ślady niezwykłości nasuwają oczywiście skojarzenia z „historiami powstania” rozmaitych superbohaterów, spośród których można wymienić niebiańską genezę Supermana czy uderzenie pioruna, które w połączeniu z chemikaliami stworzyło Flasha. Niezwykłych wypadków prowadzących do powstania superbohatera znalazłoby się jeszcze więcej.

Wezwanie do pełnienia funkcji szamana z czasem przybiera na sile i może zaowocować wystąpieniem choroby szamańskiej. Oznacza to, że „wezwanie przez siły kosmiczne stało się tak silne i przemożne, że nie pozwal[a] na normalną egzystencję (…) Z czasem bowiem objawy choroby szamańskiej nasilają się aż do kompletnego wyczerpania organizmu i rozkładu psychiki” (Szyjewski 2005: 51). Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Wallace'a Sage'a – w zasadzie cały jego wątek to właśnie opis choroby szamańskiej, której natężenie doprowadza do inicjacji. Do cech choroby należą między innymi rozmarzenie i unikanie ludzi (dwie ostatnie cechy można wyraźnie dostrzec w retrospekcjach ukazujących relację Wallace'a i jego dziewczyny), nieodparty charakter wezwania, utrata przytomności, przywidzenia czy śmiech albo płacz bez powodu. Jak pisze Szyjewski, zdarzało się, że w takim stanie popełniano samobójstwa, proponowane odczytanie tłumaczyłoby więc także skłonności samobójcze bohatera.


Gwałtowność choroby szamańskiej jest zależna od czynników osobowościowych (zdarza się bowiem, że szamanami zostają osoby o niestabilnej, podatnej na rozchwianie psychice, choć, jak dowodzi Szyjewski, uznanie inicjacji szamańskiej i szamanizmu w ogóle za przejaw choroby psychicznej jest koncepcją błędną), ale również – przede wszystkim – od konstrukcji społeczeństwa. „Im bardziej szamanistyczna społeczność, tym łatwiejsze jest osiąganie stanu opętania przez duchy” (Szyjewski 2005: 55). Fragment ten dobrze wyjaśnia, dlaczego w przypadku Wallace'a inicjacja przebiega tak gwałtownie: społeczeństwo zachodnie jest praktycznie całkowicie wyzbyte wzorców jej przechodzenia.

Być może dlatego też inicjacja dokonuje się pod wpływem psychodelików (z wypowiedzi bohatera wiemy, że zażył mieszankę narkotyków, w tym LSD), które znacznie ułatwiają osiągnięcie stanu transowego – nikt nie jest w stanie przekazać Wallace'owi mechanicznych sposobów wywołania odmiennego stanu świadomości (wśród których znajdują się między innymi wyczerpujący taniec, bicie w bęben, śpiew czy też deprywacja sensoryczna). Tłumaczyłoby to także dość frapujący epizod, w którym Flex próbuje uratować chłopaka, który zażył narkotyk obdarzający nadludzkimi mocami. Doznania chłopaka pokrywają się z opisywanymi przez Szyjewskiego charakterystykami stanu transowego (poczucie jedności ze światem, pochłonięcia przez kosmos, z którym stanowi się jedność, przepełniające poczucie szczęścia, spokoju, radości). Niestety działanie narkotyku, które nie zostaje ukierunkowane przez nauki szamanistyczne, kończy się jego śmiercią. Tym, co mogłoby go uratować, było „słowo mocy” z krzyżówki – czyli „szaman”.


Według Mircei Eliadego podstawową funkcją szamana jest uzdrawianie, sednem inicjacji zaś: samowyleczenie. Jak pisze: „gdy powołanie objawia się poprzez chorobę lub atak epileptyczny, inicjacja jest równoznaczna z uzdrowieniem” (Eliade 1999: 96). Joan Halifax mówi w tym kontekście o „zranionym uzdrowicielu”:

Kryzys silnej choroby może być też centralnym doświadczeniem inicjacji szamana. Obejmuje ona spotkanie z siłami rozpadu i zniszczenia. Szaman nie tylko ma przejść przez próbę niszczącej choroby lub wypadku, ale jest też w tym procesie uzdrawiany (…) a jako wyleczony uzdrowiciel – tylko on znać może z autopsji obszar chorób i śmierci
 (Halifax 1979: 10; cytat za: Szyjewski 2005).

To „spotkanie z siłami rozpadu i zniszczenia” dokonuje się w końcowym fragmencie trzeciej części mini-serii, kiedy Wallace doznaje apokaliptycznych wizji wybuchu bomby atomowej oraz gigantycznego szkieletu na czarnym końcu, zrzucającego na ziemię gigantyczne naboje. Pokonanie przez Fleksa (który także odgrywa pewną rolę w inicjacji) nastoletniego Wally'ego to moment, w którym chłopak zostaje uzdrowiony, a jego osobowość zreorganizowana. Dzięki temu w czwartym rozdziale Wallace przypomina sobie nauki, których udzielił mu w dzieciństwie superbohater w zielonym płaszczu (którego można odczytać jako ducha przekazującego wiedzę). Zauważa wtedy brak równowagi w świecie, zyskuje „magicznych pomocników” (a więc duchy, które wspierają szamana i udzielają mu swojej mocy) w postaci Nanomana i Minimiss, i może zacząć uzdrawiać innych. Droga, którą przechodzi Wallace, wpisuje się tym samym w strukturę „choroba – samouzdrowienie – leczenie innych”, której istnienie postuluje Szyjewski jako konsekwencję hipotez Eliadego i Halifax. Na przedostatniej rozkładówce Wallace wypowiada magiczne słowo i rozbłyskuje jasnym, oślepiającym światłem – to powszechny na świecie opis solaryzacji szamana, symbolizujący przezwyciężenie mroków śmierci na wzór bohatera solarnego.

Chcę przeczytać część drugą




Bibliografia

G. Morrison i in., Flex Mentallo: Man of Muscle Mystery, New York 2012.
M. Eliade, Doświadczenie zmysłowe a doświadczenie mistyczne u ludów prymitywnych, w: Mity, sny i misteria, Warszawa 1999.

M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, t. III: Od Mahometa do wieku Reform, Warszawa 2008.
D. Fingeroth, Superman on the Couch: What Superheroes Really Tell Us about Ourselves and Our Society, New York 2004.
G. Morrison, Supergods, New York 2011.
A. Szyjewski, Szamanizm, Kraków 2005.

poniedziałek, 13 maja 2013

Sny o miłości i sztuce. Portret pani Charbuque/Asystentka pisarza fantasy

Ford nie należy do pisarzy, dla których rozrywka jest wartością nadrzędną. Przeciwnie, wydaje się mieć dużo ciekawego do powiedzenia, i jest skłonny do eksperymentów. A że nie zawsze udanych? Cóż, to ryzyko, z którego każdy innowator musi zdawać sobie sprawę. Zresztą, w przypadku Asystentki pisarza fantasy można mówić najwyżej o potknięciach.


W serwisie Poltergeist ukazała się moja recenzja Portretu pani Charbuque. Asystentki pisarza fantasy – powieści/zbioru opowiadań autorstwa Jeffreya Forda, wydanych przez wydawnictwo MAG. Zapraszam do lektury!