poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Mervyn Peake: Londyn, rok 1941

Mervyn Peake to jeden z moich najważniejszych twórców, więc gdy zacząłem niedawno podejmować różnorakie próby związane z przekładem poezji, zdecydowałem się przetłumaczyć również jeden z jego wierszy. London, 1941 znajduje się w ścisłej czołówce, nie tylko dlatego, że dotyczy Londynu.

***


Mervyn Peake
Londyn, rok 1941

Na wpół z kamienia i bólu; jej głowa,
Od której płatami gips odpada
Jak ciało od chropawej kości, obraca się
Na kamiennej szyi; jej oczy
Bez powiek to okna o wybitych szybach,
Każda źrenica w kształcie gwiazdy
Otwarta na salę tak wielką –
Jak głowa może ją zmieścić?

Gryzący dym
Wypełza w splotach z nierówności
Szkła rozbitego przez niebo, lustrzane płomienie
Jak szaleńcy tańczą po odłamkach.

Wszystko jest bezruchem prócz tańca odłamków
I powolnego splatania wstęg dymu.

Jej pierś – skruszone cegły, których czarny bluszcz
Czepiał się jak dziecko, co szuka schronienia,
A teraz zwisa bezwładnie z pasami papieru,
Kruchymi, zblakłymi od ognia trenami wiotkiego papieru
Powtarzającymi wciąż niknący motyw liścia i lilii.

Trawa zamiast włosów na jej zimnej skórze, miejska trawa,
Przywiędła i falująca na gipsowej skroni
Od wiatrów hulających po miejskich ulicach.

W świecie nagłego strachu i pożogi
Góruje strzelista; kamienie u jej szyi,
Rdzawe żebra jak ogrodzenia wokół serca;
Posąg wyschniętych ran – zimowych ran –
O, matko ran; na wpół z kamienia i bólu.